środa, 23 lipca 2014

Rozdział 5 cz.3

       - Przepraszam, kim?- zapytałam zainteresowana. Ciekawiło mnie, kim jest Metatron. Nigdy o nim nie słyszałam i nawet nie miałam okazji usłyszeć tego imienia. Jak to się w ogóle wymawia?- zastanawiałam się. Z zamyślenia wyrwał mnie niski tembr głosu Gabriela:
- Jest to mój przełożony- starał się mówić pewnie, lecz wyczuwałam wahanie w jego głosie, jakby czegoś się bał albo kogoś. Przełożony? Jakie zadanie ma przełożony? Wydawać rozkazy, no tak, ale jakie znów rozkazy? Związane ze mną. Nie byłam pewna, możliwe, że tak, ale miałam nadzieję, że to nie ma żadnego związku.
- Mógłbyś powiedzieć więcej na ten temat?- spytałam, wyczekując odpowiedzi.
- Jeżeli zapytasz- powiedział tajemniczo. Za każdym razem, gdy patrzyłam na jego idealnie zarysowaną twarz i piękne ciemne oczy, moja twarz pokrywała się rumieńcem. Niby zdawałam sobie sprawę, że już jesteśmy ze sobą i nie muszę się przed nim wstydzić i odwracać wzroku za każdym razem, gdy patrzy mi prosto w twarz.
       Znów zbliżył się do mnie. Tym razem nasze ciała nie tylko się stykały, lecz były mocno przyciśnięte do siebie. Nie mogłam się oprzeć pokusie, by go nie pocałować. Jednak nie musiałam tego robić, gdyż chłopak nachylił się do mnie. Po raz kolejny dziś, Gabe zawładnął nie tylko moimi ustami, lecz i ciałem. Czułam się niespełniona, lecz po tym, co spotkało mnie z Chrisem nie chciałam, abyśmy mieli to tak szybko za sobą. Pragnęłam długiego romansu i motyli w brzuchu. Chciałam poczuć, że jest zakochana. Rozchyliłam wargi, a Gabriel wpił mi się w usta. Podniósł mnie do góry, a ja objęłam go nogami w pasie. Nie mogłam się powstrzymać, aby nie odwzajemnić pocałunku. Po chwilach namiętności i pożądania oderwałam się od niego, aby zaprotestować. Oderwałam się od jego miękkich i słodkich ust, po czym stanęłam przed nim. Dziwiło mnie zachowanie Gabriela. Nigdy nie pomyślałabym, że jest tak zaborczy pod względem pocałunków, które mi skrada. W sumie on chyba nigdy z nikim nie był, nie tu, nie teraz.
- Nie. Nie teraz- powiedziałam, po czym przyłożyłam wargi do jego ust i wycisnęłam delikatny pocałunek- Najpierw porozmawiajmy- powiedziałam, ciągnąc go w kierunku sypialni. Dopiero po chwili zorientowałam się, że mogło być- było- to dwuznaczne. Ja, idąca z chłopakiem za rękę w kierunku zacisza pokoju. Nie ważne, wtedy to się nie liczyło. Chciałam informacji, a tylko on mi mógł je dać właśnie tam. Gdybyśmy zostali w kuchni, w każdej chwili mogliby wejść rodzice i usłyszeć cokolwiek, a ja nie wiem, jak bym wytłumaczyła zaistniałą sytuację.
      Kiedy tylko weszliśmy do pokoju, zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam:
- Wybacz, że wyglądało to...
- Niejednoznacznie?- skinęłam głową.
- Tak, no cóż. Nie ważne. Co chcesz wiedzieć?- zapytał, siadając na moim łóżku. Po chwili usiadłam obok niego; tak, abym mogła patrzeć w jego pełne mroku oczy. Położyłam rękę na jego udzie i zaczęłam pytać.
- Jakie rozkazy wydawał ci Metatron?- milczał, na jego ustach zaigrał niewinny uśmiech. Jak on mógł milczeć? Powiedział, że odpowie na moje pytania. No, cóż... Postanowiłam przejść do następnego.
- Co robisz tu na ziemi?
- Wiodę pieczę nad tobą.
- Ściślej?- poprosiłam, zainteresowana odpowiedzią.
- Na pewno chcesz wiedzieć?- skinęłam głową.
- Jestem tu, abyś nie przeszła na stronę Lucasa. Może nie brzmi to najlepiej, ale twoje wcześniejsze wyczyny w poprzedniej szkole nie dawały nam o tobie najlepszego zdania- zamilkł, a ja wybałuszyłam oczy jak ryba. Zatkało mnie. Więc dlatego Gabriel był tak blisko mnie, abym nie przeszła na stronę diabła?
- Wykorzystałeś mnie- moje pytanie zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie.
- Nie wiem, czy można tak to nazwać. Ja tylko odwalałem swoją robotę.
No tak. Zawsze tak jest. Ja się zakochuję, a oni mnie ranią. W mgnieniu oka zabrałam dłoń z jego umięśnionej nogi. Odwróciłam wzrok. Chłopak objął moje policzki i sprawił, że znów patrzyłam na jego idealne rysy twarzy.
- Nie chciałem, abyś tak to przyjęła. Ja cię naprawdę kocham. I chcę być z tobą bez względu na rozkazy Metatatrona.
Czułam się zagubiona, znów odwróciłam wzrok. Nie mogłam na niego patrzeć. Poczułam do niego odrazę, jeszcze większą niż do Lucasa w chwili, gdy dowiedziałam się, że jest demonem. Gabe był moim przyjacielem. Nie powinien ukrywać tak ważnych faktów, nie wtedy, gdy już wiedziałam o aniołach.vA tym bardziej nie powinien udawać, że coś do mnie czuje.
- Wściekasz się bezpodstawnie- powiedział; zauważyłam, że jest zdenerwowany- Wiesz, co mi grozi za to, że ci w ogóle o tym powiedziałem? Wiesz, jakie to dla mnie niebezpieczne?
- Nie wiem, właśnie na tym polega problem!- wykrzyknęłam- Nic nie wiem!
Byłam na skraju wytrzymałości. Miałam wrażenie, że zaraz wszystkie emocje ze mnie eksplodują. Gabriel szybko chwycił moją dłoń  podniósł ją do swojego torsu tak, abym stroną wewnętrzną dotknęła miejsca, gdzie biło jego serce.
- Czujesz?
- Bije bardzo szybko- zdumiałam się.
- Owszem, a wiesz dlaczego?- kiwnęłam przecząco głową- Bo ty jesteś w pobliżu. Zawsze, gdy jesteś obok zaczynam świrować. Moje serce bije jak oszalałe i mam motyle w brzuchu. I teraz, aniele, nie powiesz mi, że cię oszukałem. To, co do ciebie czuję jest prawdziwe, jak najbardziej prawdziwe.
- Prawdziwe do szpiku kości- powiedziałam wreszcie, a w moich oczach stanęły łzy- Czuję dokładnie to samo.
Po moim lewym policzku spłynęła jedna samotna łza; Gabe natychmiast otarł ją ręką i powiedział:
- Nie płacz, ja nie chciałem, żeby to tak wyglądało.
Byłam wściekła na siebie. Zła za to, że w niego zwątpiłam. Niewyobrażalne jest to jak w jednej sekundzie zmieniają się wszelkie przekonania.
- Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje- zacytowałam i zaczęłam rzewnie płakać. Gabriel objął mnie ramieniem, po czym ucałował mnie w czoło- tak niewinnie. Byłam tak bardzo wściekła za swoje nagłe zmiany zdania, ale co ja mogłam pomyśleć? Z drugiej strony, jak mogłam nie posłuchać jego słów? Ten cytat z Biblii powinien mi pomóc zaufać. Jednakże za późno go wspomniałam. Na całe szczęście nic wielkiego się nie stało, jak mówił Gabriel.
       Położyliśmy się na łóżku, przytuliłam się do niego, oplatając jego nogi. Byłam wykończona. Po tak długim dniu pełnym wielu emocji, chciałam tylko jednego. Odpoczynku i miłości. Obie te rzeczy zapewnił mi Gabriel- ten, któremu zawierzyłam swoją pieczę. Ufałam mu, musiałam ufać. Nigdy więcej czegoś takiego. To jest miłość. To się czuje. Nadal nie umiem sobie wybaczyć, że nie wierzyłam, przez krótką chwilę- lecz jednak.
______
Jak wam się podoba to, że ostatnio dodaje często notki? Myślę, że to dobrze. Liczę na komenty. :3 i pozdrawiam :*

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 5 cz.2

     Objęłam jego policzki i przyciągnęłam do siebie szybko- niemal w takim zawrotnym tempie, jak on tu się pojawił. Chłopak natychmiast objął mnie w talii, odwzajemniając pocałunek, po czym przycisnął mocno do siebie. Nasze języki zaczęły toczyć bitwę. Jego dłonie przeniosły się niżej aż na moją pupę. W powietrzu wyczuwałam pożądanie, które działało w obie strony. Nagle poczułam, jakby czas stanął w miejscu. Zatraciłam się w pocałunku. Kiedy wreszcie oderwaliśmy się od siebie, wciąż czułam jego oddech na sobie; spojrzał mi w oczy i powiedział:
- Kocham cię.
- Wiem. Mówiłeś mi to, a ja próbowałam odrzucić od siebie tę myśl- przyznałam.
- Tak, ale to nie to tak naprawdę przyszedłem ci powiedzieć...- urwał; jego czarne oczy zalśniły. Odwróciłam się do niego plecami na znak zachęty i przechyliłam głowę; poczułam na szyi jego usta, pieszczące moją skórę. Zadrżałam.
- Wiesz, że chciałbym z tobą być- kiwnęłam głową, domagając się dalszych pieszczot- Problem w tym, że to nie jest takie proste... Anioły nie powinny się wiązać ze śmiertelniczkami- wydukał, a ja odwróciłam się z powrotem do niego twarzą w twarz i podniosłam jego podbródek, aby spojrzał w moje-w tym momencie- pełne łez oczy.
- Ja nie jestem śmiertelniczką- byłam bliska płaczu- Takie związki też są zakazane?- skinął głową- A więc dobrze! Będziemy ze sobą przeciw wszelkim zakazom. Ja cię kocham! Nie rozumiesz tego? Kocham! I nie pozwolę ci znowu odejść, nie tym razem- wykrzyczałam mu to jednocześnie zła na siebie, że nie wyznałam mu miłości wcześniej, choć wtedy nie zdawałam sobie z tego całkowicie sprawy.
- Myślisz, że ja chcę cię stracić?- pytał takim tonem, jakbym ja była czemuś winna; przelękłam się trochę, nie dając po sobie tego poznać. Nie odpowiedziałam- Otóż, nie. Wierzę w nas równie silnie jak w miłość, która jest między nami. Nawet nie wiesz, jak często ostatnio o tobie myślę. Gdy cię nie ma w pobliżu czuję się, jakby oderwano mi kawałek serca- Czułam to samo- Chcę być z tobą, mimo wszystko.
Nie potrzebowaliśmy więcej słów. Te kilka zdań mówiło samo za siebie. Byliśmy tak bezgranicznie w sobie zakochani, że nie myśleliśmy racjonalnie. Chcieliśmy trwać ze sobą.

 ***
        - Madrigal, Madrigal, Madrigal- z każdym słowem, mówiłem coraz ciszej, trzymając w rękach martwe ciało ukochanej. Łzy rzewnie spływały mi po policzkach i spływały na jej śnieżnobiałą suknie. Jej brązowe włosy- niegdyś spadające kaskadą na ramiona- były mokre i posklejane. Rysy jej twarzy były delikatne, przy kości jarzmowej lekko zaostrzone. Jej delikatne wargi- straciły swój naturalny, niemal czerwony odcień, stały się blade- były rozchylone, jakby pragnęła pocałunku od swego kochanka. Jej oczy- jeszcze nie straciły blasku, wciąż iskrzyły się, lecz nie jak szafir; jarzyły się granatem, niemal czernią. Powieki zaczęły jej opadać. Wyglądała, jakby pogrążył ją sen, długowieczny sen. Jej dłonie były lodowate, cała była zimna i biała jak płatki śniegu. Moja ukochana utraciła życie. Mimo to wyglądała pięknie, niemal tak pięknie jak za życia. Długo trzymałem ją w objęciach, całując jej zimne palce, próbując- daremnie- przywrócić jej życie.
- Chodź ze mną- powiedział Gedeon, dotykając mojego ramienia.
- Nie zostawię jej!- odburknąłem wściekły.
- Ona już nie żyję- mówił bez żadnego wyrazu. Nie potrafiłem w to uwierzyć. Odwróciłem się, aby spojrzeć na przyjaciela. Nie dowierzałem. Wciąż klęczałem przy ukochanej- Rusz tą dupę!- po chwili nie wytrzymał napięcia, byliśmy w niebezpieczeństwie- Jeżeli teraz jej nie zostawisz, będzie po tobie. W każdej chwili ktoś ginie, ruszże się!- ryknął, a ja z przerażenia otwarłem szeroko oczy i spojrzałem na blondyna. W jego oczach nie było ani krzty współczucia, tylko wola walki. Przerażał mnie, lecz nie potrafiłem teraz o tym myśleć.
Moja Madrigal.
Moja słodka Madrigal.
Czyżby jej niska temperatura ciała i zamknięta powieki oznaczały jej śmierć? Jak do tego doszło? Dlaczego nie było mnie przy niej? Dlaczego nie potrafiłem o nią zadbać?
Trzask!- moje serce rozdarło się na tysiąc maluteńkich kawałeczków. Czułem jakbym umierał wraz z odejściem jej ducha. Brakowało mi tchu. Zacząłem szybko oddychać. Nie mogłem z nieść myśli, że ona... Nie potrafiłem uwierzyć, że zginęła. Co gorsza, nawet nie walczyła ze śmiercią, tak po prostu się poddała.
Jeszcze raz spojrzałem na ukochaną. Z moich oczu wciąż spływały łzy na jej porcelanową skórę. Jeszcze raz spojrzałem na nią, po czym pochyliłem się, dotknąłem jej zimnego policzka i złożyłem pocałunek na jej ustach- ostatni pocałunek.

      Wróciwszy wspomnieniami do tamtej chwili, chwili, w której straciłem miłość, nie mogłem zaprzeczyć, że słowa Susanne zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Jeszcze nigdy nie mówiła tak szczerze. Bałem się kolejnej straty. Gdybym ją zostawił, moje życie straciłoby sens. Bo jaki życie ma sens, gdy nie miłości? Jednakże, gdybym nie posłuchał Metatrona- mogłoby się wydarzyć wszystko. Miałem totalny mętlik. Tysiące myśli kłębiło mi się w głowie.
Madrigal. Susanne. Tak dwie różne od siebie kobiety.
Madrigal- silna, lecz nie krucha, nieustraszona i zaborcza. Susanne- delikatna, krucha, na pozór odważna- lecz jej odwaga różniła się od siły jaką posiadała Madrigal. Susanne kochała być nieustraszona i na pozór zdawała się taką być, jednakże to anielica tak naprawdę była odważna. Kobiety próbujące maskować swoje osobowości. Mad- będąc nieustraszoną, chciała być delikatna i taką się zdawała.  Sus- będąc spokojną, chciała być wybuchowa i umieć wyrażać swoje zdania- taka na pozór była.
Jak można zakochać się w dwóch tak różnych osobach? Widocznie można. Przyjrzawszy się im bardziej,z czasem zauważyłem, że wcale nie były tak odmienne. Każda z nich chciała być inna niż była. Każda z nich starała się być doskonała, nie świadoma, że już taka jest.
- Gabe?- zagadnęła, wyrywając mnie z zamyślenia; wzdrygnąłem się, gdyż zamiast Sus ujrzałem Madrigal- w pełnej klasie szatynkę o niebieskich oczach i ponętnych czerwonych ustach. Potrząsnąłem głową, zamknąwszy oczy. Gdy znów je otworzyłem, odetchnąłem z ulgą. Co to było, do cholery?- zastanawiałem się. Rozmawiałem z Susanne, a potem zobaczyłem Madrigal. Dopiero, gdy zamknąłem oczy wszystko wróciło do normy. Coś zdecydowanie ze mną jest nie tak.
- Tak?
- Wydajesz się jakiś nieobecny- powiedziała zmartwiona.
- Przepraszam, ja po prostu martwię się Metatronem- zastanowiwszy się, co powiedziałem, zamarłem. Moje serce jakby stanęło w miejscu, a oddech ugrzązł mi się gdzieś w gardle. Powiedziałem właśnie coś, czego nie powinienem. Teoretycznie: jestem już martwy.

_________
Oto kolejna część, równie krótka, ale uznawszy, że cały rozdział tworzą części jest w sam raz. :D Mam nadzieję, że wam się podoba. Bo Kat to już mi wariuje, chyba za często daje notki. :3
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Ps. Jeżeli podoba się wam mój blog, wrzucajcie do obserwowanych. Mniej kłopotu dla mnie i dla was. :3 Nie bd wam musiała wklejać linka na blogu. ^^

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 5 cz.1

      - Mamy ją- powiedział Metatron mocnym i pewnym głosem, który wcale nie przekonał mnie do realności tych słów
- Nie byłbym tego taki pewien- odpowiedziałem lekko zdezorientowany, gdy archanioł zabronił mi spotykania się z Susanne w kontekście chłopak-dziewczyna. Jedyne co nam pozostało to przyjaźń. Nie mogłem w to uwierzyć, a może nie tyle co uwierzyć, a z tym żyć. Przez większość swojego życia na ziemi byłem przy niej: troszczyłem się, opiekowałem się- po prostu byłem. Wiem, że Metatron nie jest w stanie uwierzyć w to, że nasze bliższe stosunki mają jakikolwiek sens; ale skoro już jest po naszej stronie- choć nie do końca- po co mam przerywać dalsze działanie? Dlaczego ja tak bardzo, bezsensownie ją kocham?
Kocham każdy jej uśmiech. Kocham jej zapach perfum. Kocham to, jak nerwowo pociera uda. Kocham jej delikatne dłonie; jej oczy jarzące się błękitem; czerwone, jedwabiste włosy. Kocham, gdy jest blisko mnie. Kocham to, jak mnie dotyka, jak mnie całuje. Każda spędzona z nią chwila jest dla mnie wytchnieniem. Dopiero teraz, gdy przez ten niedługi czas mogliśmy być razem poczułem się spełniony.
Zawsze wiedziałem, że czegoś mi brakuje. Tym czymś- a raczej kimś- jest właśnie Sus, to zawsze była ona. Moje serce znów otworzyło się na miłość, ale nie mogę z nią być, mimo że tak bardzo tego chcę i potrzebuję. Z zamyślenia wyrwały mnie słowa archanioła:
- Po raz kolejny dobrze się spisałeś, Gabrielu, lecz pamiętaj, teraz tylko przyjaźń. Dziewczyna musi ci ufać- Ufała mi od zawsze i to się nie zmieni- A i jeszcze jedno. Niedługo zostaniesz odwołany, twoje zadanie dobiega końca- powiedziawszy te słowa przypomnienia, zniknął. Teraz mojej emocje sięgnęły zenitu. Możliwe, że był już przewrażliwiony na tym punkcie, ale nie mogłem znowu stracić miłości mojego życia.
Dzisiaj, po tym jak skończyliśmy się całować, musiałem to przerwać. Nie chciałem być powodem straty jej dziewictwa, a wszystko prowadziło właśnie do tego. Nie byłem jednym z tych chłopaków, którzy chcą tylko seksu. Postanowiliśmy, więc odłożyć rozmowę o tym, co zaszło na później. Nie byłem przekonany, czy Susanne kierowała się wtedy uczuciem, czy jednak odczuciami, całą sytuacją z Lucasem. Bałem się okropnie nadchodzącej rozmowy, a teraz gdy już wiem, że nie możemy być razem, cały aż wrę ze wściekłości. Dlaczego aniołowie to nam robią? Podobno dla każdego jest ktoś przeznaczony. Podobno ci ludzie byli kiedyś jednym, jedną duszą, a gdy powstały nasze ciała, podzieliła się na pół, aby móc wstąpić w ciała; gdy ludzie będą już w pełni gotowi, aby się znów połączyć, coś ich do siebie przy ciąga- chemia. Jeżeli to jest prawda z dwoma połówkami idealnie pasującymi do siebie, dlaczego archaniołowie ograniczają tak aniołów? Nie wiem i mam wrażenie, że się nie dowiem. Bo co? Bo nefilimowie są zagrożeniem dla świata? Bzdury! Po za tym Susanne nie jest nim, ona jest czymś innym, co jeszcze nie ma nazwy. Znałem jednego nefilima. Był to jeden z najbardziej przyzwoitych, przyjaznych pół ludzi. Gedeon był moim przyjacielem, do czasu potopu. Wtedy to Bóg zniszczył każdego żyjącego pół anioła. Teraz, na przestrzeni wielu lat podchodzą do tego mniej emocjonalnie, jednak to wciąż gdzieś w środku mnie rani; najlepszy przyjaciel został stracony.


*Susanne*
       Co ja zrobiłam?! Targana uczuciami- nie ważne- ale jak mogłam! Zachowałam się co najmniej źle. W jednym dniu zmienić obiekt uczuć, chociaż zważywszy na sytuację Gabe zawsze był tym, którego w cichości serce kochałam; Luke tylko mnie pociągał, seksualnie. Nawet gdy byłam z Lucasem nie czułam się tak jak z Gabrielem. Wciąż mi czegoś brakowało. Prawdę mówiąc ja nigdy nie pożądałam prezentów, lecz po prostu troski. Nie rozumiem, jak ja mogłam w ogóle być z Luke'em, mimo że ledwo go znałam.
Kuźwa! Czytanie w myślach, perswazja- przecież Gabe też to umie! Mimo że od jakiegoś czasu coś do niego czułam, nie zważałam na to uczucie, ignorowałam je, dziwnie się czułam, myśląc, że on mógłby być ze mną, a teraz jest inaczej. To ja wykonałam pierwszy krok. Poczułam te dziwne uczucie na dole brzucha, powietrze między nami stało się gęstsze i musnęłam jego wargi. Trochę bałam się jego reakcji na mój czyn, bo tyle razy go odrzucałam. Dlaczego byłam taka pusta i głupia zważając tylko na innych chłopców, a nie dostrzegałam tego, co jest tak blisko mnie? Jego delikatne jak jedwab a zarazem silne dłonie. Jego ciemne- prawie czarne- oczy były odzwierciedleniem jego duszy; duszy tak czystej jak źródlana woda. Jego nieskazitelny uśmiech, który wywierca we mnie poczucie zadowolenia, niemal ekstazy. Nigdy nie czułam czegoś takiego jak teraz. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że gdy przy nim jestem moje serce bije szybciej i nieświadomie, z nerwów ręce trzymam blisko ust- zawsze miałam problem z obgryzaniem paznokci, dlatego teraz mam sztuczne.
Kiedy Gabe zaprzestał pocałunków, postanowiliśmy porozmawiać, ale później. Zastanawiam się, co mu powiedzieć, gdy nadejdzie "później". Że chcę z nim być? Że go kocham? Jeśli to właśnie mu wyznam, co powiem Lucasowi? Że go nie chcę, że nie mogę związać się z demonem? W gruncie rzeczy sama jestem w połowie demonem, lecz w gruncie rzeczy nic do niego nie czuję, poza pociągiem. Jednak to Gabe jest moją połową, choć do tej pory myślałam, że jest nią Lucas. Jestem kompletnie zagubiona. Nie mam bladego pojęcia, co robić.
Podążaj za głosem serca-  usłyszałam cichy i delikatny szept kobiety. Zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju. Nikogo nie było w pomieszczeniu, a ja czułam czyjąś obecność. Obecność bliskiej mi osoby. Wyczuwalna, lecz nienamacalna. Powtórnie rozejrzałam się po oświetlonym dzięki halogenom i jednej świetlówce. Nadal nic. Wsłuchiwałam się jeszcze w ciszę przez chwilę, po czym wstałam, złożyłam ręce z tyłu i przywołałam wspomnienia dzisiejszego wieczoru.

_________
Mamy kolejny rozdział, który dedykuję mojej kochanej sis! Tak, Kat- tobie! :3 Mam nadzieję, że się wam podoba. Szczerze mówiąc mi się 'nawet' podoba! :3 Heh. No gdybym się znów zhejtowała, zarobiłabym kopa w dupsko od Kat. :D
Nie jest najlepsza w opisach, ciągle próbuję się w tym szkolić. Zaczęłam więcej czytać i wgl :D Szczególnie ostatnio, bo neta nie miałam. Tak, więc liczę na jakiś miły komentarzyk :D
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Wpadnijcie na moje inne blogi.
PS. 3 000 wejść- dziękuję, miśki! :*
~Dark Angel

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 4 cz.3

     Nadal nie dochodziło do mnie, że Lucas to demon. Z całego serca chciałam to wyprzeć, nie potrafiłam w to uwierzyć. Demon? Nie, to jakiś głupi żart. Mój chłopak? Nie możliwe! To jakieś szaleństwo! Nie! Chociaż… Muszę przyznać, że to całkiem realne, ale to jest takie nieprawdopodobne-cholerny paradoks. To jest dla mnie za wiele. W anioły wierzyłam przez całe swoje życie. To moja mama nauczyła mnie wierzyć w nie i Boga, ogólnie w siłę wyższą. Zdawałam sobie sprawę, że demony istniały dla równowagi, ale nie… To, że Gabriel jest aniołem, zniosłam, przetrawiłam, uwierzyłam. Ale nie to. To za wiele, nie mogę. Nie potrafiłam siedzieć ani minuty dłużej obok tego czegoś ze świadomością, że ten, co mnie obejmuje, jest diabłem. Nie obchodziło mnie, że film nawet się nie zaczął i trwały reklamy. Zerwałam się z fotela i nie odwracając się nawet na chwilę, wybiegłam z sali. Mimo że demon krzyczał, w moich uszach odbiło się to cichym szeptem. Moje myśli zagłuszyły słowa. Nie słuchałam nikogo ani niczego, wyłączyłam się i ślepo przez korytarz, schody, a potem podążyłam przed siebie ciemnymi uliczkami. Wyciągnęłam komórkę z granatowej torebki i zadzwoniłam. Nie odbierał. Jak to możliwe, że nie odbiera? On?! Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by mnie zignorował. Może nie słyszy? Absurd! Gabe zawsze ma włączony dźwięk. Coś zdecydowanie nie gra. Danielle? Nie, przecież ona nie wie i nie może się dowiedzieć- odpada. Usilnie próbowałam dodzwonić się do szatyna, który najwyraźniej nie chciał ze mną rozmawiać. Dalej szłam chodnikiem przed siebie. W koło stały stabilne, duże budynki, a gdzieniegdzie rosły drzewa i krzewy, których gatunków nie mogłam sobie przypomnieć. Przejść poprzez mrok pozwalały mi jedynie lampy i światła w oknach domów. Myśli próbowałam złożyć w jedną całość, nic z tego. Potrzebuję rozmowy, z nim. Szybkim krokiem poszłam w stronę domu Gabriela z nadzieją, że będzie w mieszkaniu. Nie zważałam na samochody trąbiące na mnie, biegłam jak postrzelona przez ulicę. Gdy byłam już całkiem blisko, wpadłam na Sophie. Nie miałam bladego pojęcia, co ona tu robi. Zdawało się, że była u Gabe’a; ale po co? Dziewczyna wpatrywała się we mnie kompletnie niezdziwiona moją obecnością, trzymając dwa palce na ustach.
- Hej- przywitałam się i przyjrzałam jej się dokładnie.
- Cześć- rzuciła, odrywając dłoń i uśmiechając się do mnie- Niech zgadnę… Do Gabriela? Tyle, że on już nie jest zainteresowany twoim towarzystwem- mówiła wciąż z uśmiechem na porcelanowej twarzy- Przykro mi. Zapewne ze mną nie chcesz rozmawiać na żaden temat, bo jestem, hm, zbyt dziecinna, tak? Zgadłam? No, cóż… Lecę, cześć- skończyła, a w moich oczach pojawiły się łzy. Przyjaciółka wyminęła mnie i po prostu poszła dalej; a ja nie mogłam w to uwierzyć. Nikt nigdy mnie nie potraktował tak jak dziś. Tak zignorować, odrzucić, zbesztać?
Podbiegłam do domu szatyna i zadzwoniłam. Miałam nadzieję, że Soph kłamała. W pełni zdawałam sobie jednak sprawę, że była wściekła na mnie, bo nie mówiłam jej o wielu sprawach i jest mi z tego powodu przykro, ale to boli, tak bardzo, że potraktowała mnie tak chamsko.
Już po kilku sekundach drzwi otworzył mi brązowooki. Od razu zauważyłam zmianę w jego wyglądzie. Przywitałam się i już chciałam ucałować go w policzek, gdy ten zrobił krok do tyłu.
- Czego potrzebujesz?- zapytał z udawanym znudzeniem.
- Rozmowy.
- Na temat?- dopytywał kompletnie niezainteresowany.
- Luke’a- i wtedy jego oczy szeroko się otworzyły jakby nagle się zainteresował, lecz potem odwrócił się tyłem do mnie i od niechcenia powiedział:
- Wchodź. Słucham
I zaczęłam swoją opowieść, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania. Z każdym słowem w błękitnych oczach pojawiało się coraz więcej łez. Nie słyszałam zainteresowania w jego głosie; ani odrobiny. Jego czarne oczy pełne były kpiny.
- I co ja mam ci teraz powiedzieć? Że mi przykro? Nie jest. Ostrzegałem cię przed nim, ale ty zawsze wiesz lepiej, prawda?- mówił, a jego słowa sprawiały mi taki ból, jakiego nigdy jeszcze wcześniej nie czułam; nie wspominając historii z Chrisem, przez którą prawie popełniłam samobójstwo, mimo że tego nie zamierzałam. Teraz łzy rzewnie spływały mi po rumianych policzkach.
Gabriel otarł moje łzy swą silną dłonią, a ja już miałam nadzieję, że okaże mi trochę większego zainteresowania- nic bardziej mylnego.
- Przestań płakać, dziewczyno. Weź się w garść i ułóż to sobie w głowie, okej? Musisz sobie poradzić- te słowa miały sens, swoje znaczenie, lecz sposób w jaki je wypowiedział mroził krew w żyłach- jakbym nic nie znaczyła dla niego, a jeszcze tak niedawno mnie pocałował. Zrobiłam krok do przodu, aby objął mnie ramieniem, ale on tego nie zrobił. Tak po prostu stał i się gapił. Kiedy go potrzebowałam był, zawsze, a teraz się ode mnie odsuwa… Potrzebowałam jego silnych ramion i słów: „Wszystko się ułoży” i to by mi wystarczyło, ale on musiał mnie skarcić; chociaż to nawet nie było to, on po prostu stał się zimny jak lód; ale nie dla ludzi, dla mnie.
Nie mogłam wytrzymać, łzy wylewały mi się ze szklanych oczu. Nie powinnam? Olać to! Musiałam to zrobić. Nawet nie zauważył kiedy zarzuciłam mu ręce na szyi. Bez zastanowienia objął mnie w pasie. I w tym momencie był dawnym Gabe’em- tym kochającym, troskliwym Gabrielem. Oparłam głowę na jego piersi, czym zmoczyłam jego czarny t-shirt.
- Przepraszam- wyszeptałam; a kiedy on mnie obejmował poczułam się lepiej, tak na miejscu, bo właśnie tu chciałam być- w jego ramionach.
- No już, już- uspokajał swoim mocnym, a zarazem delikatnym głosem, mimo że głos rozchodził się silny to wypowiedziane słowa w uszach brzmiały delikatnie jak przygrywana melodia- Zrobić ci herbatę czy coś?- zapytał wypuszczając mnie z objęć, a ja tylko pokiwałam twierdząco głową. Chłopak udał się do kuchni, a ja delikatnym krokiem szłam tuż za nim.
- Ja po prostu tego nie rozumiem- mówiłam, powoli przestając płakać- To dla mnie za wiele.
- Hej, przetrawisz to. Ja ci pomogę, tak?
- Tak- potwierdziłam i spojrzałam pewnym wzrokiem mu w oczy. Wpatrując się w niego, nie mogłam pojąć, co go tak odmieniło, co sprawiło, że przez moment był zgorzkniały; co dziwniejsze, chwilę potem chłopak oprzytomniał i stał się dawnym sobą.

*Gabriel*

     Nie potrafiłem być dla niej taki. Wiem, że musiałem, ale nie umiałem. Co sprawiło, że zmiękłem?
Objęcie.
Kiedy dziewczyna zarzuciła mi swoje lodowate dłonie na szyi, zdałem sobie sprawę, że nie mogę robić jej takiej krzywdy osobie, którą kocham. Jej każda łza była bólem dla mnie. Jej spojrzenie, błądzące, zagubione- było męką. Objąłem ją w talii i wszystko stało się prostsze nie tylko dla niej, dla mnie również. Dla nas. My- jak to pięknie brzmi; ale czy to kiedykolwiek będzie miało miejsce? My jako kochankowie; nie jak przyjaciele.
Kiedy Sus wpatrywała się we mnie, ogarnęło mnie poczucie winy, że w najgorszym momencie jej życia, gdy dowiaduje się prawie całej prawdy, nie interesowałem się nią. Wróć. Interesowałem się, nawet bardzo, ale ją odtrącałem. Z drugiej strony byłem na nią niemiłosiernie wściekły, że kiedy tylko czegoś potrzebuje biegnie do mnie, ale wiąże się z Luke’iem. Choć jednak to coś znaczy, prawda? Musi coś znaczyć. Między nami jest więź. Nie byle jaka. Jedno wiem na pewno, muszę być chłodnym, oschłym dupkiem; ale jeszcze nie teraz, nie dziś.
- Proszę- powiedziałem, stawiając gorący, zielony kubek na stoliku.
- Dziękuję- powiedziała łamiącym się głosem. Usiadłem obok niej i przygarnąłem do siebie, mówiąc:
- Wszystko się ułoży, Susanne, musi się przecież ułożyć.
Dziewczyna z powrotem usiadła prosto i chwyciła kubek do dłoni. Jej czerwone włosy były lekko zwichrzone i przybrały jeszcze ciemniejszą barwę. To dobry znak, pomyślałem. Zerwałem się z sofy i podszedłem w kierunku wieży.
- The Rolling Stones?- spytałem, a dziewczyna przytaknęła głową. Był pewien kawałek, który uwielbialiśmy jako dzieci. Doom and Bloom. Szybko włączyłem tę piosenkę i wystawiłem rękę w kierunku dziewczyny. Susanne szybko odstawiła herbatę i poderwała się na równe nogi. Zaczęliśmy wirować w tańcu. Nasze ciała nieraz stykały się blisko, nieraz oddalały; a ja przypominałem sobie, jacy byliśmy kiedyś jako dzieci.
- Brakowało mi tego- przyznała Susanne, gdy skończyliśmy tańczyć salsę. Staliśmy blisko, za blisko, choć mi to nie przeszkadzało, zdecydowanie nie. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Teraz nie było nie zręcznie, zdawaliśmy się tego bynajmniej nie odczuwać. Byłem pewien, że i jej nasza bliskość nie przeszkadzała. Nasze usta zaczęły się do siebie przybliżać. Poczułem jej oddech na swojej twarzy; ona zapewne czuła mój. Dziewczyna musnęła delikatnie moje wargi. Rozchyliłem usta i już po chwili nasze języki splatały się w namiętnym pocałunku. Objąłem ją w talii, a ona swe ręce założyła mi na szyi. Zdawałoby się jakby nasz pocałunek nie miał końca. Trwaliśmy tak razem, zjednoczeni przez kilka sekund, może minut; nie wiem, już nie liczyłem czasu. Jedyne czego wtedy chciałem to ona, a Susanne zdawała sobie z tego sprawę od dawna. Oderwałem się na chwilę od jej ust, aby powiedzieć: „Nie powinniśmy”, lecz ona uciszyła mnie swoim delikatnym pocałunkiem, a gdy skończyła powiedziała, że nic innego nie ma znaczenia, tylko „my”.
I w końcu się stało…
__________________
Oto kolejna część mojego nieudanego opowiadania! :) Liczę na szczere, ale i wyrozumiałe komentarze. :D
~Dark Angel
PS. Zapraszam na:
- Travel in the time
- Who am I?
- Pamiętnik Em

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 4 cz.2

*Gabriel*
       - Przegrywamy sprawę- odezwał się Metarton, a ja lękałem się spojrzeć na jego pomarszczoną twarz okalaną siwymi włosami. W jego niebieskich oczach wyczuwałem strach, ale także zauważalne iskierki nadziei.
- Jest mi tak przykro- jąkałem- ...ale demony podjęły się walki. Mają taktykę. Chcą sprawić, aby Susan zakochała się w Lucasie i ...- urwałem. Szkoda mi było słów, one tylko pogarszały naszą sytuację. 
- To jest moja córka. Nie uwierzy w takie kłamstwa. Nie musicie się martwić, ona jest ponad tym- próbowała ratować sytuację Naomi, której włosy lśniły w oświetlonej sali konwersacji anielskiej. Jej oczy jarzyły się jak maleńkie niebieskie światełka. Susanne jest bardzo do niej podobna, pomyślałem, gdy za pierwszym razem ujrzałem serafina. 
- Niczego nie możemy być pewni- odezwał się wreszcie Olmiah, który do tej pory nic nie mówił. Gdy wymawiał te słowa, na jego młodym czole pojawiły się dwie malutkie zmarszczki, jakby na znak niedowierzania słowom Naomi.
- No właśnie, nie możemy zostawić tego w rękach Susanne. To co ona zrobi... Nie, tak być nie może. Na naszych barkach jest to brzemię, które musimy udźwignąć- przytoczył te słowa Kehethel.
Debata trwała wiele godzin i wymagała dużo argumentów, aby w końcu wszyscy aniołowie doszli do konsensusu. W końcu za przewodnictwem Matatrona, który to jest zwierzchnikiem serafinów uznaliśmy, że ogniem trzeba zwalczyć ogień, bo wszystkie zbiorniki wodne powysychały. Jaka jest nasza taktyka? Ja również muszę podrywać Susanne. Nawet sobie nie wyobrażacie jaka radość się we mnie zrodziła, gdy archanioł stwierdził, iż tylko tak wygramy sprawę.
        Kiedy wróciłem już na ziemię postanowiłem wprowadzić w życie nasz plan. Nie wiedziałem początkowo od czego zacząć, więc zadzwoniłem do Sophie, która jest ekspertem od takich spraw, mimo że czasem lekko przesadza. Dziewczyna w trybie natychmiastowym przyjechała do mnie, gdyż poinformowałem ją, że to sprawa pilna, prawie życia i śmierci. Faktycznie to jest sprawa życia i śmierci. Susanne jest nam potrzebna, ab wygrać bitwę. Bez niej my zginiemy. Soph, gdy tylko jej opowiedziałem o naszej małej pogawędce z Sus i pocałunkiem, o którym najwyraźniej jej jeszcze nie mówiła, oniemiała.
- I ona mi tego nie powiedziała!- krzyczała przejęta.
- Już ja jej dam, ona mnie popamięta, nieważne, pokaż się no, trzeba coś z tobą zrobić- powiedziała, poprawiając swoje blond loczki, które skakały jak sprężynki. Zmrużyła swoje jasne piwne oczy, które były teraz maleńkie jak pinezki. Odsunęła się ode mnie, lekko skrzywiła, po czym rzuciła:
- Hm, masz może żel lub gumę?
Nie miałem, ale głupio mi było się przyznać, więc wypaliłem: "Jasne" i szybkim krokiem poszedłem do łazienki. Na pstryknięcie palców w szafeczce pojawiły się oba z nich. Wziąłem oba z nich i wróciłem do swojego pokoju. Rozejrzałem się po dobrze oświetlonym pomarańczowym pokoju, ale nie Sophie tam nie było. Zdezorientowany spojrzałem na drzwi, gdzie ona stała już z krzesłem.
- No co? Myślałeś, że gdzie usiądziesz?- zapytała zdziwiona moją reakcją. W tak krótkim czasie ja już zdążyłem przedstawić sobie najbrudniejszy scenariusz. Od razu w głowie pojawiła mi się myśl: "Porwanie". Nie mam bladego pojęcia, dlaczego tak się o nią martwiłem, może to ten instynkt opiekuna. Pewnie tak. Dobra, uspokój się Gabe i siadaj na te krzesło.
- Więc mówisz, że chcesz być z Susanne, ale ona nie widzi w tym sensu. Widocznie moja przyjaciółka już padła na wzrok. Co ona widzi w tym Lucasie? Oj, przepraszam. Nie powinnam o nim mówić, ale spójrz jak teraz wyglądasz, co ty na to? Podoba się?
Spojrzałem w lusterko, które podała mi dziewczyna i zobaczyłem innego siebie, moje włosy były postawione, coś w rodzaju irokeza, ale nie miałem z boku zgolonych włosów, wręcz przeciwnie.
- To wystarczy?- zapytałem.
- Cóż, nie, ale to dobry początek. Twoje zachowanie też musi się nieco zmienić. Musisz być bardziej seksowny. To znaczy, jesteś seksowny, ale musisz udać, że już cię ona nie obchodzi, umawiaj się z innymi dziewczynami, kapujesz? Przecież jesteś taki śliczny.- westchnęła, po czym dodała- Ja już więcej nie zdziałam, więc się zbieram, a ty musisz się zmienić, więc... Cześć- powiedziała i już zaczęła się odwracać, ale ja chwyciłem ją za dłoń i przyciągnąłem do siebie, po czym namiętnie pocałowałem. Sophie nie szybko się ode mnie oderwała, wpierw odwzajemniła pocałunek, potem rzuciła jakby od niechcenia.
- To dobry początek.
I to niby Luke jest tym złym... Tylko dlaczego ja się całuję z jej przyjaciółką. A, już wiem. Mam być przecież inny, mam być kobieciarzem, bo Sus na takich leci. I teraz wygląda na to, że to ja chcę ją wykorzystać, aby przeżyć. Nienawidzę tej roboty.

*Sophie*
       Jak najszybciej zbiegłam po schodach i spacerkiem wróciłam do domu. Na swoich ustach czułam jeszcze smak jego pocałunku. To było coś niesamowitego, jeszcze żaden chłopak tak mnie nie całował. Wiedziałam, że on jest zakochany w Sus, ale i tak nie mogłam przestać o nim myśleć. Czułam się z tym źle, bo w końcu Susanne jest moją przyjaciółką, chociaż jak się dowiedziałam, co przede mną ukryła, zdenerwowałam się, tego się nie da ukryć. Możliwe, że Susanne nigdy nie traktowała mnie jak najlepszą przyjaciółkę, ale przecież zasługuję na to, by mnie informowała o nowościach. Zapewne Dan jest o wszystkim poinformowana. Mam tego dosyć, wszyscy traktują mnie jak jakieś dziecko, tylko że do tej pory to ja wpakowałam się w najwięcej związków i to ja zawsze potrafię wybrnąć z sytuacji bez stresu. Nagle po mojej rumianej twarzy spłynęła jedna samotna łza. Tak samotna jak ja, pomyślałam.

*Susanne*
       Teraz jestem wolna. Nie mam już tego durnego gipsu i mogę żyć, a nie tylko leżeć w tym łóżku, w czterech ścianach mojego beżowo-czerwonego pokoju. Zastanawiam się, jak sobie z tamtą sytuacją poradziła Danielle. Mam wyrzuty sumienia, że prawie o niczym jej nie mówimy, ale ona wydaje się taka delikatna, krucha i bezbronna. Jest mi przykro z tego powodu, że tak wiele przed nią ukrywamy.
       Dzisiaj wyszłam pobiegać wraz z Danielle. Założyłam czarne spodenki i czerwoną bokserkę. Nie wiem, jak długo biegłyśmy, ale przebiegłyśmy chyba 3 km. Nie potrafiłam biec więcej, bo poczułam okropny ból w kostce, który spróbowałam zignorować, udało się. Gdy już wróciłam i wzięłam prysznic, weszłam w ręczniku do pokoju. Moje oczy otworzyły się szeroko, wyglądały jak ogromne guziki. Przede mną stał Lucas. Poczułam się nieco głupio, bo byłam prawie naga.
- Co ty tu robisz?- zapytałam zniesmaczona całą sytuacją.
- Przyszedłem po ciebie, myślałem, że może pójdziemy na spacer.
- Przed chwilą biegałam i jestem trochę zmęczona, wiesz...- próbowałam wytłumaczyć to, że stałam tu w ręczniku.
- Tak, kochanie, rozumiem. To może zrobimy coś innego, ty decydujesz- powiedział, po czym przystąpił do gapienia się na moje piersi. Chłopak pociągnął mnie w swoją stronę za biodra i delikatnie pocałował. Oderwałam się od niego i powiedziałam:
- Nie teraz, muszę się ubrać. Mógłbyś wyjść?
Nie musiałam długo prosić. Już po chwili Luke znalazł się za drzwiami, a ja szybko założyłam czarny stanik i stringi do kompletu, czarną bokserkę, krótką dżinsową spódniczkę, a na wierzch bluzki zarzuciłam również dżinsową kamizelkę. Otworzyłam drzwi i szybciutko pocałowałam Lucasa.
- Jestem gotowa. Idziemy do kina- stwierdziłam.
- Jasne. Wyglądasz ślicznie.
Podziękowałam mu, po czym wyszliśmy z domu. Po długiej, wcale nie niezręcznej, ciszy Lucas odezwał się do mnie:
- Wiem kim jesteś.
- O czym ty mówisz?- zapytałam zdziwiona i zdezorientowana.
- Twoje włosy są czerwone. Niby czemu? Bo jesteś hybrydą anioła i demona. A wiesz co to oznacza, kochanie? Jesteś najpotężniejszą istotą na świecie.
- Skąd ty to wiesz?- zapytałam przestraszona, byłam w stanie nawet uciekać przed facetem, który mnie kochał.
- Bo jestem demonem- oniemiałam, a on mówił dalej: - Uznałem, że powinnaś wiedzieć skoro zamierzasz być ze mną, a skoro i tak znasz już prawdę o Gabrielu. Jesteś silną kobietą, nic cię nie przestraszy.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Wiedza jest przekleństwem, jak to mówią. Miałam ochotę zrezygnować z kina, ale nie mogłam tego zrobić Luke'owi, mimo że był demonem. Przecież nikogo nie skrzywdził, prawda?
- Nie, nikogo nie skrzywdziłem i tak, umiem czytać w myślach, zarówno jak i Gabriel. Wiesz chyba, że demony są upadłymi aniołami? Ja jestem właśnie synem upadłego demona, więc powstałem trochę inaczej, to nie był mój wybór, więc nie możesz mnie winić za to kim jestem. No i przecież twoja matka zakochała się w demonie, więc nie wiń się za to, że ty mnie też kochasz.
- Ja, masz rację, kocham cię, ale muszę cię poznać lepiej, chcę się więcej o was dowiedzieć. Jakie masz jeszcze magiczne moce?
- Takie same jak anioły praktycznie. Czytanie w myślach, przenoszenie się z miejsca do miejsca, a nawet w czasie, przenoszenie przedmiotów, demony są zdolne do nakłaniania ludzi to czynów, których sami by nie zrobili.
- Czy mnie też nakłaniałeś?- zapytałam.
- Nie, ty nie jesteś człowiekiem. Nie zapominaj o tym, a teraz chodźmy do kina.
________________________
No i mamy 2 cz. rozdziału 4! :) Podoba się wam? Mam taką nadzieję. Liczę na szczere komentarze. :3
Zapraszam też na:
http://you-see-yourself.blogspot.com/
http://get-away-from-the-world.blogspot.com/
http://pamietniki-em.blogspot.com/
Mam nadzieję, że wpadniecie. :) Czekają nowości :D
|Dark Angel - zmiana nicku, znowu. xD

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 4 cz.1

*Danielle*
      Cholerna jasna! Dlaczego Sophie musiała akurat zakochać się w Ericku. Erick O'Connor. Erick O'Connor. Dlaczego on musi być taki seksowny? Dlaczego tak mi się podoba? Dlaczego nie potrafię po prostu udać, że jest dla mnie obojętny. Kiedy siedziałam obok Soph, wszystko wydawał się takie oczywiste. Wtedy wiedziałam, że muszę odwołać randkę. Mimo, że wszystko było tak idealnie zaplanowane. Tak cholernie nie romantyczny wieczór mógł być wieczorem najlepszym w moim życiu. W ciągu całego mojego randkowania, miałam tylko dwóch chłopaków. W tym jeden był kompletnym dupkiem, a drugi, cóż, był młodszy. Wiem, że to dziwne chodzić z chłopakiem młodszym o rok. Tak, on ma 16, ja 17, ale jak na swój wiek był wyjątkowo dojrzały. Zakochał się we mnie. Nazywał się Simon Goldenmayer. Jego starzy byli bardzo bogaci. Pewnego dnia podszedł do mnie i spytał mnie, czy się z nim umówię. Cóż miałam zrobić? Z litości nad nim zgodziłam się na tą jedną randkę. Chłopak był nawet przystojny. Miał jasne blond włosy i zielone oczy. Może nie był tak silnie zbudowany, jak większość chłopaków w moim wieku, ale jednak. Drugim facetem z jakim się umawiałam był Damien. W tym momencie nawet nie pamiętam jego nazwiska, zaś doskonale pamiętam każdy skrawek jego ciała. Damien był dobrze zbudowany, miał cudownie umięśniony brzuch i piękne czarne oczy i niezwykle czarne włosy. Wyglądał jak wampir z tych amerykańskich seriali. Był po prostu cudowny. Ja zakochał się w nim po uszy. Byłam nim tak zauroczona, że nie zauważyłam, jakim był dupkiem. Wracając do Ericka. Muszę odwołać randkę. Dla Sophie. Po prostu muszę. Tylko tak trudno mi to zrobić. Zrezygnować z czegoś, o co tak zabiegałam, o uwagę jakiegoś chłopaka, lecz kiedy to dostałam... Cóż, niestety, ja muszę go ignorować, zerwać wszelkie kontakty. Soph jest dla mnie bardzo ważna. Ja nie potrafiłabym jej tego zrobić.
     W końcu zdobyłam się na odwagę, aby odwołać spotkanie z Erickiem, ale Sophie nadal nie wie o nas. Właściwie to nas nie było... W każdym bądź razie wszystko załatwiłam. Teraz jednak zastanawiam się nad Susanne i Gabrielem. Oni są przesłodcy razem. Nie mam pojęcia, dlaczego Sus go odrzuca. Przecież to było romantyczne, tak sądzę. A może ja już bredzę, bo mój żaden związek nie wypalił. Za to Susanne miała masę chłopaków, ale Chris jednak był palantem, pieprzonym dupkiem i tyle. Możliwe, że to przez niego Sus się z nikim nie wiąże, choć teraz patrząc z boku, zauważyłam, że zaczyna przybliżać się do Lucasa. Nic dziwnego. Luke jest seksowny, przystojny i przeuroczy. Bredzę? Możliwe... Czas wziąć się za siebie i znaleźć tą prawdziwą miłość.

*Susanne*
       Rozpiera mnie energia, ale nie mogę nic zrobić! Cholera! Chociaż nie, jestem szczęśliwa, bo jutro zdejmują mi ten przeklęty gips, nareszcie. Już nie mogę się doczekać. Jestem trochę przygnębiona faktem, że nie będę mogła wystartować w corocznej Olimpiadzie Szkolnej. Polega ona na tym, że każda osoba z naszego LO może wybrać dowolną dyscyplinę sportu, w której weźmie udział na Olimpiadzie. Ja zawsze wybierałam biegi, ale teraz nie będę mogła nadwyrężać nóg. Naprawdę żałuję. Nie mogę się tym zbytnio przejmować, mam nadzieję, że Danielle obroni nasz honor 'szkolnych biegaczek'. Zastanawia mnie tylko, jak udało jej się odwołać kino z Erickiem. Dan nigdy nie była dziewczyną, która miała wielu chłopaków, a teraz Soph musiała się też zakochać w nim. Jej i tak to by przeszło. Ja nie zamierzam się wtrącać, ale uważam, że Danielle powinna powiedzieć o tym dla Sophie. Ona mnie nie słucha, wie lepiej. Dobrze, niech robi jak uważa.
      Ostatnio częściej zjawiał się u mnie Lucas. Mi tak strasznie głupio z nim być, (tak oficjalnie jesteśmy razem) bo pozwoliłam się pocałować Gabrielowi. Ostatecznie postanowiłam udać, że ten pocałunek nijak na mnie nie wpłynął, że nie wprawił mnie w stan niechybny od pożądania. Pytanie teraz: "dlaczego jestem z Luke'iem?" Otóż Lucas był taki romantyczny przez czas, gdy ja miałam nogi w gipsie. Przychodził, przynosił czekoladki, czasem kwiaty, całował mnie, jakby jednak był moim chłopakiem. Pewno razu przyszedł, uklęknął (tak, właśnie), chwycił moją dłoń, ucałował ją i rzekł:
- Już od jakiegoś czasu zachowujemy się jak para, więc pomyślałem, że powinniśmy ją zostać, co ty na to? Zostaniesz moją dziewczyną?
Mi kompletnie odebrało mowę, natychmiast usiadłam, wyprostowałam się, wyrwałam mu swoją rękę, kazałam mu usiąść obok mnie i dłońmi chwyciłam jego twarz i przyciągnęła go do siebie, soczyście go całując. Gdybym nie miała na nogach gipsu wszystko potoczyło by się inaczej. Ja, w odróżnieniu od Danielle, nie jestem świętoszką i nie chcę czekać z seksem do ślubu, ale chcę to zrobić z kimś, kto jest dla mnie ważny.
      Od czasu, gdy zdecydowaliśmy z Gabe'em, że nie możemy być razem on nie pojawił się u mnie ani razu. Niby nie trzymamy żadnej urazy do siebie czy coś, ale mi byłoby dziwnie przebywać w jego towarzystwie. Przede wszystkim przez to, że chodzę (jak to dziwnie brzmi, przecież ja leżę) z Lucasem.
       Dzisiaj jakoś tak dziwnie spokojnie u mnie, nikt nie przyszedł, nie odwiedził. Tylko Luke wpadł na chwilę, przyniósł kwiaty i uciekł, bo miał coś ważnego do załatwienia. Wydaje mi się jakby nikt nie chciał ze mną przebywać. Narzekałam, jak przychodzili, ale nikomu nie mówiłam, że mnie to irytuje. W końcu mam ten czas dla siebie na odpoczynek, ale jakoś dziwnie pusto. Mi to nikt nie dogodzi, mówiła zawsze mam, gdy coś mi nie pasowało. Teraz urwał się nasz kontakt, niby mieszkamy razem, ale już tak nie rozmawiamy jak kiedyś. Informacja o tym, że jestem podrzutkiem mnie dobiła na tyle, że przestałam prawie się odzywać do rodziców.

*Lucas*
         - Musisz ją tylko przeprowadzić na naszą stronę! Czy to jest aż takie trudne? Jedną głupią nastolatkę?! Spraw, aby się w tobie zakochała, a będzie nasza! Wtedy zniszczymy tych boskich pomazańców!- krzyczała donośnym głosem Naamah, arcydemonica odpowiedzialna za namawianie ludzi do uwodzenia.
- To nie jest łatwe, ten archanioł... Gabriel on próbuje zapobiec moim działaniom. Robi wszystko, aby Susanne się ode mnie oddaliła. Zrobię wszystko co w mojej mocy. Nie musisz się martwić. Mam tylko pytanie... kim ona właściwie jest? Dlaczego jest niby taka potężna?- spytałem nieświadom odpowiedzi.
- Susanne?! Kim ona jest? Żarty sobie robisz? To jest córka Astarotha i Naomi. A jak wiesz, każde z nich jest potężne na swój sposób, a ona jest owocem ich... miłości- skończyła, ostatnie słowo mówiąc z obrzydzeniem, po czym dodała:- Jak tak potężny demon mógł się zakochać w serafinie? Dla demonów są przeznaczone demonice. Lucyfer nigdy nie wybaczył tej zdrady Astarothowi, poddał go najokropniejszym torturom. Uwolni go tylko, jeśli Susanne pomoże nam pokonać Boga.
- Dlatego wysłał mnie, abym ją rozkochał sobie?- zapytałem niepewny swych działań.
- Dlatego ja cię wysłałam- zakończyła naszą rozmowę i rozpłynęła się w czarnej chmurze dymu.
___________________
Mamy kolejną część! Wiem, że zbytnio dużo nie wnosi, ale nie miałam weny, a chciałam to wam szybciej wstawić, bo zazwyczaj zwlekam z pisaniem. Przepraszam za literówki i błędy. Liczę na szczere i w miarę możliwości wyrozumiałe komentarze, bo późno to kończyłam pisać. Zapraszam na: http://pamietniki-em.blogspot.com/ , gdzie prawdopodobnie niedługo pojawi się nowy wpis. :) Znowu ja z pytaniem... Zawieszać bloga? Bo coś was mało.. Nikt prawie nie komentuje. ;__;
- Ash♥

CZYTASZ= KOMENTUJESZ

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 3 cz.2

    Otworzyłam oczy. Tak jak myślałam, nic się nie zmieniło, tzn. na stoliku nocnym nadal stał bukiet róż, które dostałam od Gabriel'a w prezencie. W każdym razie, na nogach nadal miałam gips, a przy moim łóżku siedziała Danielle, obwiniając się o mój wypadek. Nawet nie chciała słuchać, gdy mówiłam, że to spowodowała moja głupota. No dobra. To, że upadłam znowu, było jej winą, tak troszkę, ale skąd mogła wiedzieć, że nie będę w stanie stać samodzielnie?
- Już wstałaś? Nareszcie!- wykrzyknęła Dan. Bardzo ją lubię, ale potrafi być strasznie natrętna.
- Tak, wstałam i jestem strasznie głodna, więc jeśli byś mogła...
   Nawet nie musiałam kończyć zdania. Danielle wstała i wybiegła z pokoju.
- Ups- usłyszałam słowa Dan i cichutki, delikatny chichot.
- Przepraszam- dodała, a ja się zastanawiałam na kogo wpadła. Drzwi do pokoju się uchyliły, a zza nich wyjrzał Gabriel, czyli już wiadomo, na kogo wpadła.
- Cześć. Widzę, że już otrzymałaś kwiaty. Słuchaj, tak mi przykro- powiedział, ciągle stojąc. Przykro, że co? Że wyznał mi miłość, czy że mam nogi w gipsie?
- I to i to- dodał. Taa, czytał mi w myślach, cholera.
- Dobra. Nazwijmy rzeczy po imieniu... Leżę już tak tydzień, no nie? Zdążyłam już to, zdaje mi się, przemyśleć Tzn. w kwestii "nas". Byłeś zawsze moim przyjacielem, najlepszym, ty. Wiesz czemu się wściekłam? Nie? Nie dziwne. Już tłumaczę. Byłam wzburzona, bo gdy mnie pocałowałeś ja... chciałam więcej i to mnie przeraziło. Za dużo się dzieje w moim życiu w ostatnim czasie. Ja nie umiem sobie z tym poradzić. To wszystko tak na raz się na mnie złożyło i...
    Na jego twarzy wymalował się delikatny uśmiech, taki słodki, niewinny, po czym zastąpiła go wyrozumiałość.
- Rozumiem- rzekł ze smutkiem wyczuwalnym w jego mocnym i teraz pewnym siebie głosem- Tylko, że ja nie potrafię walczyć z tym uczuciem. Ja... cię kocham. Za długo zwlekałem, jestem świadomy, że to moja wina. Zrobiło mi się smutno i tak jakoś dziwnie przykro.
- Wybacz, ale ja tak nie mogę. To jest nie tylko kwestia mnie i Lucas'a, ale także ten cały kodeks anielski.
- To tylko durny kodeks spisany przez jakichś kompletnych idiotów, którzy nie są w stanie cokolwiek poczuć!- urwał, po czym nastąpiła krótka cisza i Gabe dodał: - Nie powinienem tak mówić, ale...
- Kodeks to kodeks- powiedziałam, a w myślach dodałam: "Nie ważne jacy idioci go spisali i z jakich pobudek". I w tym momencie nie potrafiłam spojrzeć w jego piękne czekoladowe oczy, odwróciłam wzrok, a on usiadł na łóżku obok mnie, chwycił mój podbródek, obracając mą głowę tak, aby spojrzała mu w oczy. Po moim policzku spłynęła jedna słona łza, która ukazała mój ból Gabriel'owi. Gabe przyłożył dłoń w miejscu, gdzie spływała łza i szybko ją otarł, po czym pocałował mnie w czoło.
- Masz rację, kodeks to kodeks, siostro- powiedział i zniknął, a jego ostatnie słowo zabrzmiało jak przekleństwo. Nie wiem, dlaczego tak to odczułam, ale te jedno słowo zadało mi tyle bólu... Jakby ktoś przebił mi serce sztyletem. Przecież ja go nie kochałam? Tzn. on był mi jak brat, a teraz gdy tak o nim myślę, to aż mną wstrząsa.
    Rozległo się donośne pukanie. "Danielle"- pomyślałam.
- Wejdź- rzuciłam.
- Przyniosłam ci tosty z serem i nutellą. Dziwne lubisz połączenia, a tak w ogóle to gdzie Gabriel? Nie zauważyłam, żeby wychodził.
- Wyszedł, może jeszcze do łazienki wskoczył, nie mam pojęcia... A co do połączeń, sama spróbuj, a zobaczysz.
    Nastała głęboka cisza, bo ja nie wiedziałam co mówić, a Dan zajadała się tostem. Oczy mojej przyjaciółki przypominały teraz ogromne guziki.
- Mówiłam- rzuciłam, a Danielle porwała moją połowę śniadania, więc dodałam po chwili, podkreślając ostatnie słowo: - Dzięki za tosta.
- Sorka- powiedziała swoim delikatnym i (o dziwo) wesołym głosikiem aż nabrałam podejrzeń.
- Co jest Dan?
- Yyy, nie wiem o czym mówisz- udawała przyjaciółka.
- Oj, nie gadaj głupot. Coś jest na rzeczy między tobą a... No właśnie, kim? Gadaj!
- Okeey, no więc ma na imię Erick, jest diabelnie przystojny i zaprosił mnie do kina- zaświergotała, a ja chwyciłam ją za ręce i obie zaczęłyśmy wrzeszczeć, tak jak to robiłyśmy za dawnych czasów.
- Soph o tym wie?
- Jeszcze nie, ale jej powiem, zamierzam, ale nie wiem kiedy. Ostatnio coś nie ma dla mnie czasu.
- Czyli ja się dowiedziałam pierwsza. No masz szczęście. To kiedy idziecie do tego kina?- zapytałam i po chwili jak na tacy dostałam opowieść o tym, jak to się stało, że ktoś tak obdarzony przez Boga urodą umówił się z naszą skromną Danielle. Może nie było to zbytnio romantyczne, ale muszę przyznać, że chłopak się postarał. Przynajmniej to wywnioskowałam z jej opowiastki. Gdy tylko skończyła, poinformowałam ją, że może ode mnie coś pożyczyć na tą randkę, więc szybko pomogła mi wstać i zaczęłyśmy wybierać. W rezultacie wyszło na to, że Dan założy czarną matową sukienkę z okrągłym dekoltem na ramiączkach i malinowy sweterek. Poradziłam przyjaciółce, aby nie zakładała szpilek, bo by jej nogi odpadły, a ona podziękowała i powiedziała, że jestem najlepsza. Ja nieskromnie odpowiedziałam, że wiem, uśmiechnęłam się i w duchu żałowałam, że mimo mojej fantastyczności nie potrafię podejmować racjonalnych decyzji. Biedny Luke, jak ja mogłam pozwolić się pocałować Gabriel'owi? Danielle widząc zakłopotanie na mojej twarzy, w które wpadłam bez powodu, przygarnęła mnie do siebie.
- Nie wiem co się z tobą dzieje, ostatnio jesteś jakaś odmieniona. Nie rozmawiasz, nie zwierzasz się. Do niczego cię nie mogę zmusić, ale wiedz, że zawsze będę przy tobie.
     Po raz setny dzisiaj do mojego pokoju wszedł kolejny gość, Sophie.
- Hej- przywitała się zasmucona. Wiedziałam, że coś się stało, bo nasza optymistka nie uśmiechnęła się ani trochę, wymawiając słowa powitania.
- Ooo, hej- odpowiedziałyśmy zgodnie, puszczając się z objęć i wyciągając ręce w kierunku blondynki.
- No chodź, chodź. Nie wstydź się, popłacz, kochanie- powiedziałam, a dziewczyna usiadł między nami i zaczęła mówić. Z każdym kolejnym słowem jej głos zamieniał się w jeszcze większy lament, którego nie sposób było zrozumieć.
- Jedno słowo. Erick- powiedziała, a ja wytrzeszczyłam na nią moje oczy. Kurde, Erick. Ten sam, który zaprosił Dan. Jak ja mogłam na to wcześniej nie wpaść, przecież Soph o nim ciągle przy mnie gadała. Po chwili z jej ust wypadł potok słów, mówiący o tym pieprzonym (jak nazwała go nasza blondynka) Erick'u, o jego zachowaniu wobec niej. Powiedział jej, że kocha inną, czyt. Danielle. Szlag. Zastanawia mnie co, ona zrobi.
- To pewnie jakaś dziwka- dodała Soph ze sztucznym uśmiechem.
- Jasne, zapewne tak jak mówisz- rzuciła szatynka- Pewnie niedługo znów będzie wolny i będziesz mogła na niego zapolować.
   Prawdziwa z niej przyjaciółka, teraz nici z jej randki, na pewno go rzuci dla dobra Sophie.
- Albo znajdziesz innego- powiedziałam.
- Ale ja nie chcę innego. Ja chcę go i obiecuję ci, zdobędę go. Zaklinam się!
____________________________
Mamy szósty rozdział! Może nie jest on długi, ale myślę, że nawet mi wyszedł. W końcu. Wybaczcie, że taka długa przerwa, znowu, ale tak jakoś nie było czasu. Sorka. Mam cichą nadzieję, że się Wam spodobało. Komentujcie proszę. :) Zapraszam jeszcze na mojego nowego blog'a o .. sami się przekonacie kim. :) http://pamietniki-em.blogspot.com/
WYNIKI ANKIETY:
1 głos na "Jest do bani. Nie umiesz pisać."
3 głosy na "Interesujący. Nieliczne usterki."
3 głosy na "Zarąbisty, dlatego nie zwracam uwagi na błędy"
Czyli wam się podoba? nie wszystkim, ale jednak. :) Prosiłabym osobę, która oddała jeden głos na "Jest do bani. Nie umiesz pisać.", aby napisała mi co jest w moim blog'u nie tak, abym mogła to poprawić. :)
Dziękuję z góry!
Nastąpiła zmiana nick'u, znowu. :D Teraz jestem Ashley♥ przez jakiś czas. :D

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 3 cz.1

       Leżę z dwoma nogami w gipsie i chce mi się płakać. Tak bardzo mi się chce płakać, ale tego nie zrobię, bo muszę być silna. Przetrwam. A to wszystko zaczęło się od jednego pytania, bo życie jest jak domino. Pytania wiążą ze sobą odpowiedzi
- Co się z tobą dzieje, Sus?- zapytała Danielle zmartwiona moim zachowaniem.
- Nie wiem o co ci chodzi. Zachowuję się, no, jak ja- odpowiedziałam jej starając się ukryć prawdę. Wiem o co jej chodzi, ale sama nie potrafię tego rozgryźć. To ma chyba coś związanego z moim dorastaniem. I nie mam tu na myśli dojrzewania i tych głupot o trądziku, bo ja mam takie szczęście, że trądziku prawie nie miałam i to jak mi się zaczął to byłam jeszcze gówniarzem. No, ale nie zbaczajmy z tematu. Przemiana w hybrydę. To główny temat. Zaczęły się dziać ze mną dziwne rzeczy, których nie rozumiem. Moje włosy. Boże uchroń mnie od tego, jak wiecie były proste nie dość, że i tak były bordowe jak były zwilżone, co było dziwne to teraz jeszcze jak są suche(!) przybierają barwę czerwieni, delikatnej, ale jednak i do tego się falują. Nie umiem tego wyjaśnić, więc wszystkim wmawiam, że farbuję, no przyznajcie, czy to nie jest dziwne? Ah i jeszcze mówię im, że zawsze prostowałam, a nigdy tego nie robiłam. Nie mogę zdiagnozować, czemu dzieję się tak, a nie inaczej, ale wiem jedno, czeka mnie kolejna rozmowa z Gabriel'em. Poza tym od jakiegoś czasu nie rozmawiam z dziewczynami. Nie to, że w ogóle, ale Soph i Dan to moje najlepsze przyjaciółki. Trochę zwariowane, ale jednak. One to widzą, a przynajmniej Dan, bo w sumie Soph jest zajęta lataniem za Erickiem. No właśnie Erick. Przystojny jest. Ma kruczoczarne włosy, błękitne oczy i jego postura. Mmm. Ciasteczko, jak to mówi Soph. Dlatego właśnie za nim się ugania. No właśnie zapomniałam. O'Connor. To jego nazwisko. Erick O'Connor, a Sophie zamierza być panią O'Connor. Osobiście wolę jej nazwisko, ale to Sophie. Jeszcze pięćdziesiąt razy zmieni zdanie. Wracając, przepraszam, ale ja zawsze muszę zbłądzić, Danielle się martwi, bo nie wie co się dzieje. Miotam się. W gruncie rzeczy to nie chodzi tylko o moje włosy. Moi biologiczni rodzice. Ciekawa historia. Mój ojciec mnie kazał porzucić. Nie no, fajnie jest być niechcianym dzieckiem, nie ma co. Jestem tym faktem zasmucona i rozkojarzona, bo ciągle nad tym wszystkim myślę. Moje pochodzenie, to jedno, ale przeznaczenie? Straszne. Mam stanąć w walce między aniołami i demonami. I nie wiadomo po której stronie. To wszystko mnie przeraża.
- Oj wiesz, wiesz. Gadaj!
- Dan, nie wiem, daj spokój, wiesz, że jestem wykończona.
- Ta, no w sumie. Dobra. Niech ci będzie- powiedziała w końcu, a ja poczułam ulgę. Dobrze, że nie gadałam z Soph, bo ona to wszystko ze mnie wydusi.
Wróciłam do domu od razu po szkole. Minął już miesiąc od momentu, kiedy się dowiedziałam o moich rodzicach. Nie potrafiłam z nimi rozmawiać, a oni nie wiedzieli dlaczego. Dziś już jestem przygotowana na rozmowę, teraz. Chcę mieć to już za sobą.
- Mamo, tato! Musimy pogadać.
- Jasne córeczko-  powiedziała pieszczotliwie mama, po czym zawołała tatę: - Vincent!
Kiedy wszyscy już siedzieli przy stole, zapytałam:
- Macie mi może coś do powiedzenia?- zdziwieni rodzice kiwali przecząco głowami, a ja im wytłumaczyłam, o co w tej rozmowie idzie.
- Ah, to. Jest nam bardzo przykro z tego powodu. Staraliśmy cię obdarzyć miłością, wychowywaliśmy cię jak własną córkę- powiedział tata z naciskiem na WŁASNĄ.
- Przecież rozumiem. Nie mam do was pretensji. Dla mnie wciąż będziecie moimi rodzicami, tylko chciałabym, abyście wiedzieli, że ja znam prawdę- powiedziałam, wstając. Podeszłam do rodziców i przytuliłam ich.
- Kocham was.
- My ciebie też- odpowiedzieli jednocześnie, a ja udałam się do pokoju. Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic, który pomógł mi zmyć wszystkie zmartwienia, choć na chwilę. Gdy tylko wyszłam z łazienki i założyłam coś bardziej wygodnego, chwyciłam za komórkę i napisałam go Gabriel'a, że jest mi potrzebny.
Gdy tylko usiadłam na łóżku ni stąd, ni zowąd pojawił się Gabe. Tak nagle, niespostrzeżenie.
- Oh, nie strasz. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tego- powiedziałam, a on usiadł obok mnie.
- Coś często u ciebie bywam. Może tym razem gdzieś wyskoczymy?
- Hm. Czemu nie? W sumie to dobry pomysł- rzuciłam, po czym wstałam, związałam włosy i powiedziałam:
- Chodźmy- szliśmy przez park, obok kościoła, obok baru i wielu innych miejsc aż w końcu doszliśmy tam. Na miejsce, w którym miałam się zabić. Skończyć z życiem. Tak właśnie tam. Wiele osób mogłoby pomyśleć, że to głupie. Przywoływać te smutne wspomnienia, ale dla mnie to nie tylko smutek, to także radość z takiego przyjaciela, jakim okazał się Gabriel. Usiedliśmy przy klifie w takiej odległości, aby czuć się swobodnie i nie bać się nieszczęśliwych wypadków.
- Wiesz co?- zapytałam, a Gabriel milczał.- Dobrze, że mam ciebie. Gdyby nie ty, to bym już była martwa. Wtedy jeszcze nie znałam swojego przeznaczenia, bo nie wiedziałam kim jestem, ale dzięki tobie żyję i jestem ci za to wdzięczna- mówiłam patrząc w jego brązowe duże oczy. Gabriel kiwnął głową i delikatnie zbliżył się do mnie i objął mnie. Nadal nic nie mówił, więc przez dłuższą chwilę siedzieliśmy cicho. Nie było to jednak krępujące, te milczenie w gruncie rzeczy było bardzo przyjemne. Czasem warto tak z kimś pomilczeć.
- Kocham cię- wyrwało się mu, a mi wtedy odbiło. Zaczęłam mu robić awanturę, bo przecież ja zawsze traktowałam go jak brata. Wstałam i darłam się na niego, a on mi przerwał mówiąc:
- Wyznałem ci miłość, ale tego nie żałuję. Rozumiem, że możesz być na mnie zła, ale jeżeli mam już czegoś żałować to tego- zrobił krok w moją stronę i złożył mi delikatny pocałunek na ustach. Poczułam przyjemne mrowienie, a po moim ciele przeszedł dreszcz i w tym momencie Gabriel zniknął. Nie wiem co myśleć, nie wiem! Danielle miała rację, Gabriel mnie kocha, a ja nie wiem co z tym zrobić, bo ja kocham Lucasa. Przynajmniej tak mi się zdawało, dopóki Gabriel mnie nie pocałował. Szłam jak najszybciej, myśląc o dzisiejszym zdarzeniu. Stanęłam przed drzwiami Danielle. Ona jest w tych sprawach najlepsza. Zapukałam, a ona natychmiast otworzyła drzwi.
- Potrzebuję cię- powiedziałam przez łzy, który płynęły mi rzewnie po twarzy.
- Wchodź, Susan. Powiedz, co się stało- mówiła zatroskana, po czym mnie przytuliła- Chodźmy do mojego pokoju. Wszystko mi wyjaśnisz- idąc w górę po schodach, przez przypadek lub może przeznaczenie, bo dzisiaj strasznie mi się zmieniło życie, wykręciłam nogę, tak nagle, gwałtownie, ale żeby tego było mało. Niee. Oczywiście musiałam upaść i stoczyć się z powrotem na podłogę. Jęknęłam żałośnie, a Dan rzuciła mi się na ratunek.
- O mój Boże! Sus, nic ci nie jest? Mam dzwonić po pomoc?
- Nie. Nic mi nie jest- powiedziałam po czym dodałam cichutko. - Chyba.
Próbowałam wstać, ale na nic nie zdały się moje wysiłki. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
- Danielle. Pomóż mi- wyjąkałam, a dziewczyna natychmiast pomogła mi wstać. Przez chwilę stałam,bo Dan trzymała mnie, ale gdy tylko puściła, ległam na ziemię jak długa.
- Boże, Sus, przepraszam. Ja..
- Cśśś...- uciszyłam ją- Wszystko będzie dobrze. Tylko jednak zadzwoń po tą pomoc- powiedziałam, a Danielle oddaliła się ode mnie. Nie mam pojęcia dlaczego to mi się wydarzyło. Może ktoś z góry nie chce, abym wyjawiła Dan całą prawdę. Jedno wiem na pewno. Zaoszczędzę jej prawdy o aniołach i demonach.
- Zadzwoniłam po mojego tatę, jest lekarzem, więc z pewnością ci pomoże, a dopóki go nie ma, muszę cię położyć na kanapie. No to do dzieła- rzuciła i jakoś się razem z tym uporałyśmy. Ja nadal płakałam. Nie tylko z bólu, który przeszywał moje obie nogi, ale przygnębiona faktem, że Gabriel mnie kocha, a ja jestem taką s*ką z tych wszystkich seriali, która nie umie wybrać. Zawsze kochałam Gabriela, ale jako brata, a teraz pomyśleć, że ta miłość może przerodzić się w MIŁOŚĆ, tyle że inaczej interpretowaną. Poczułam te wibracje, kiedy on składał mi pocałunek na wargach. Ten moment, kiedy jego usta dotykały moich. Eh. Ja nie chcę być taka!
- Gabriel wyznał mi miłość- powiedziałam w końcu spokojnie, a ona zdawała się niezdziwiona tym faktem.
- Mówiłam- rzuciła zadowolona z siebie.
- To nie wszystko... Pocałował mnie- dodałam, a ona milczała- A ja poczułam COŚ. To nawet nie jest do opisania. Pamiętasz jak ci mówiłam o pocałunku z Luckasem? Też poczułam to COŚ i wtedy pomyślałam, że jest mi przeznaczony, a teraz to nie ma żadnego sensu- powiedziałam, płacząc jeszcze bardziej.
- To tak jak w tym serialu, jak mu..
- Nie mów tego. Błagam, przecież wiesz, co ja sądzę o takich osobach.
- Przepraszam. Jest mi przykro, że spadłaś ze schodów, jak i z tego, że jesteś teraz w takiej sytuacji- ale to nie wszystko, pomyślałam. Nawet się nie obejrzałam kiedy przyjechał ojciec Dan.
- Dzień dobry- powiedziałam, uśmiechając się do niego, już nie płakałam, ale i tak wyglądałam koszmarnie.
- Czy mogłabyś wyjaśnić, co się stało?
- Czy mogę? Jasne. Przyszłam do Danielle, aby z nią porozmawiać. Szłyśmy do niej do pokoju, a mi na schodach wykręciła się noga, więc spadłam na ziemię, a potem nie dałam rady wstać. Dan mi pomogła, ale jak mnie puściła, znowu upadłam
- Aha. Rozumiem- powiedział tonem doktora, spokojnym i zrównoważonym. Zaczął przyciskać moją nogę, a ja poczułam jeszcze większy ból. Potem z drugą zrobił to samo, bo wiedział, że skora nie umiałam sama stać to musi być coś poważniejszego. Przynajmniej tak to odczytałam.
- Musimy zabrać cię do szpitala i zrobić prześwietlenie.
Znalazłam w szpitalu. Po prześwietleniu doktor oznajmił, iż mam szczęście, że to nie jest złamanie otwarte i mogę wrócić do domu, lecz do szkoły nie mogę chodzić, bo niby jak? W końcu mam 2 nogi w gipsie. Teraz leżę u siebie w pokoju, a przy mnie siedzi Danielle i Sophie, która już się dowiedziała o moim nieszczęściu.
__________________
Już mamy następny rozdział! Mam nadzieję, że się podobało. Było wyznanie miłości, czego pewnie każdy oczekiwał, a Susan będzie rozszarpywana (kiedyś) przez obu panów, ale to prawdopodobnie. Może mi się wizja twórcza zmienić, oczywiście.
Chciałabym jeszcze przeprosić, bo jak to ja, długa trzeba czekać.No tradycyjnie. Nie miałam czasu. Tradycyjna wymówka. Niby życie mam nudne, ale czasu znaleźć nie potrafię. Jeszcze raz przepraszam i informuję, że o nn będę informować na mojej stronce o serialach: https://www.facebook.com/fantastycznie.pokreceni?fref=ts i na 2 stronce, ale tam nie bd wam spamować serialami, więc możecie like'a dać śmiało: https://www.facebook.com/pages/Mrs-Winchester/710419768968166?fref=ts
Miłego czekania do nn! :* Całuski :)
A no i sory za błędy (szczególnie przecinki) i literówki. Kocham Was :* Oczywiście nie tak dosłownie, ale każdy rozumie to jak chce.
Pozdrawiam
#Bexx . ! ♥
Wróć. Zapomniałam. xD Komentujcie. Nie ważne jakie to będą komentarze. Chcę znać waszą opinię, a i zagłosujcie w ankiecie. :)