- Kocham cię.
- Wiem. Mówiłeś mi to, a ja próbowałam odrzucić od siebie tę myśl- przyznałam.
- Tak, ale to nie to tak naprawdę przyszedłem ci powiedzieć...- urwał; jego czarne oczy zalśniły. Odwróciłam się do niego plecami na znak zachęty i przechyliłam głowę; poczułam na szyi jego usta, pieszczące moją skórę. Zadrżałam.
- Wiesz, że chciałbym z tobą być- kiwnęłam głową, domagając się dalszych pieszczot- Problem w tym, że to nie jest takie proste... Anioły nie powinny się wiązać ze śmiertelniczkami- wydukał, a ja odwróciłam się z powrotem do niego twarzą w twarz i podniosłam jego podbródek, aby spojrzał w moje-w tym momencie- pełne łez oczy.
- Ja nie jestem śmiertelniczką- byłam bliska płaczu- Takie związki też są zakazane?- skinął głową- A więc dobrze! Będziemy ze sobą przeciw wszelkim zakazom. Ja cię kocham! Nie rozumiesz tego? Kocham! I nie pozwolę ci znowu odejść, nie tym razem- wykrzyczałam mu to jednocześnie zła na siebie, że nie wyznałam mu miłości wcześniej, choć wtedy nie zdawałam sobie z tego całkowicie sprawy.
- Myślisz, że ja chcę cię stracić?- pytał takim tonem, jakbym ja była czemuś winna; przelękłam się trochę, nie dając po sobie tego poznać. Nie odpowiedziałam- Otóż, nie. Wierzę w nas równie silnie jak w miłość, która jest między nami. Nawet nie wiesz, jak często ostatnio o tobie myślę. Gdy cię nie ma w pobliżu czuję się, jakby oderwano mi kawałek serca- Czułam to samo- Chcę być z tobą, mimo wszystko.
Nie potrzebowaliśmy więcej słów. Te kilka zdań mówiło samo za siebie. Byliśmy tak bezgranicznie w sobie zakochani, że nie myśleliśmy racjonalnie. Chcieliśmy trwać ze sobą.
***
- Madrigal, Madrigal, Madrigal- z każdym słowem, mówiłem coraz ciszej, trzymając w rękach martwe ciało ukochanej. Łzy rzewnie spływały mi po policzkach i spływały na jej śnieżnobiałą suknie. Jej brązowe włosy- niegdyś spadające kaskadą na ramiona- były mokre i posklejane. Rysy jej twarzy były delikatne, przy kości jarzmowej lekko zaostrzone. Jej delikatne wargi- straciły swój naturalny, niemal czerwony odcień, stały się blade- były rozchylone, jakby pragnęła pocałunku od swego kochanka. Jej oczy- jeszcze nie straciły blasku, wciąż iskrzyły się, lecz nie jak szafir; jarzyły się granatem, niemal czernią. Powieki zaczęły jej opadać. Wyglądała, jakby pogrążył ją sen, długowieczny sen. Jej dłonie były lodowate, cała była zimna i biała jak płatki śniegu. Moja ukochana utraciła życie. Mimo to wyglądała pięknie, niemal tak pięknie jak za życia. Długo trzymałem ją w objęciach, całując jej zimne palce, próbując- daremnie- przywrócić jej życie.
- Chodź ze mną- powiedział Gedeon, dotykając mojego ramienia.
- Nie zostawię jej!- odburknąłem wściekły.
- Ona już nie żyję- mówił bez żadnego wyrazu. Nie potrafiłem w to uwierzyć. Odwróciłem się, aby spojrzeć na przyjaciela. Nie dowierzałem. Wciąż klęczałem przy ukochanej- Rusz tą dupę!- po chwili nie wytrzymał napięcia, byliśmy w niebezpieczeństwie- Jeżeli teraz jej nie zostawisz, będzie po tobie. W każdej chwili ktoś ginie, ruszże się!- ryknął, a ja z przerażenia otwarłem szeroko oczy i spojrzałem na blondyna. W jego oczach nie było ani krzty współczucia, tylko wola walki. Przerażał mnie, lecz nie potrafiłem teraz o tym myśleć.
Moja Madrigal.
Moja słodka Madrigal.
Czyżby jej niska temperatura ciała i zamknięta powieki oznaczały jej śmierć? Jak do tego doszło? Dlaczego nie było mnie przy niej? Dlaczego nie potrafiłem o nią zadbać?
Trzask!- moje serce rozdarło się na tysiąc maluteńkich kawałeczków. Czułem jakbym umierał wraz z odejściem jej ducha. Brakowało mi tchu. Zacząłem szybko oddychać. Nie mogłem z nieść myśli, że ona... Nie potrafiłem uwierzyć, że zginęła. Co gorsza, nawet nie walczyła ze śmiercią, tak po prostu się poddała.
Jeszcze raz spojrzałem na ukochaną. Z moich oczu wciąż spływały łzy na jej porcelanową skórę. Jeszcze raz spojrzałem na nią, po czym pochyliłem się, dotknąłem jej zimnego policzka i złożyłem pocałunek na jej ustach- ostatni pocałunek.
Wróciwszy wspomnieniami do tamtej chwili, chwili, w której straciłem miłość, nie mogłem zaprzeczyć, że słowa Susanne zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Jeszcze nigdy nie mówiła tak szczerze. Bałem się kolejnej straty. Gdybym ją zostawił, moje życie straciłoby sens. Bo jaki życie ma sens, gdy nie miłości? Jednakże, gdybym nie posłuchał Metatrona- mogłoby się wydarzyć wszystko. Miałem totalny mętlik. Tysiące myśli kłębiło mi się w głowie.
Madrigal. Susanne. Tak dwie różne od siebie kobiety.
Madrigal- silna, lecz nie krucha, nieustraszona i zaborcza. Susanne- delikatna, krucha, na pozór odważna- lecz jej odwaga różniła się od siły jaką posiadała Madrigal. Susanne kochała być nieustraszona i na pozór zdawała się taką być, jednakże to anielica tak naprawdę była odważna. Kobiety próbujące maskować swoje osobowości. Mad- będąc nieustraszoną, chciała być delikatna i taką się zdawała. Sus- będąc spokojną, chciała być wybuchowa i umieć wyrażać swoje zdania- taka na pozór była.
Jak można zakochać się w dwóch tak różnych osobach? Widocznie można. Przyjrzawszy się im bardziej,z czasem zauważyłem, że wcale nie były tak odmienne. Każda z nich chciała być inna niż była. Każda z nich starała się być doskonała, nie świadoma, że już taka jest.
- Gabe?- zagadnęła, wyrywając mnie z zamyślenia; wzdrygnąłem się, gdyż zamiast Sus ujrzałem Madrigal- w pełnej klasie szatynkę o niebieskich oczach i ponętnych czerwonych ustach. Potrząsnąłem głową, zamknąwszy oczy. Gdy znów je otworzyłem, odetchnąłem z ulgą. Co to było, do cholery?- zastanawiałem się. Rozmawiałem z Susanne, a potem zobaczyłem Madrigal. Dopiero, gdy zamknąłem oczy wszystko wróciło do normy. Coś zdecydowanie ze mną jest nie tak.
- Tak?
- Wydajesz się jakiś nieobecny- powiedziała zmartwiona.
- Przepraszam, ja po prostu martwię się Metatronem- zastanowiwszy się, co powiedziałem, zamarłem. Moje serce jakby stanęło w miejscu, a oddech ugrzązł mi się gdzieś w gardle. Powiedziałem właśnie coś, czego nie powinienem. Teoretycznie: jestem już martwy.
_________
Oto kolejna część, równie krótka, ale uznawszy, że cały rozdział tworzą części jest w sam raz. :D Mam nadzieję, że wam się podoba. Bo Kat to już mi wariuje, chyba za często daje notki. :3
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Ps. Jeżeli podoba się wam mój blog, wrzucajcie do obserwowanych. Mniej kłopotu dla mnie i dla was. :3 Nie bd wam musiała wklejać linka na blogu. ^^
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Ps. Jeżeli podoba się wam mój blog, wrzucajcie do obserwowanych. Mniej kłopotu dla mnie i dla was. :3 Nie bd wam musiała wklejać linka na blogu. ^^
Siuuuuper !! :) KOCHAM Twój sposób pisania, just love. Z racji godziny nie napiszę nic powalającego (pisałam już Ci chyba wcześniej w PW :D) dlatego poproszę tylko o DOKŁADKĘ jak najszybciej (bo wezwę sanepid) :>
OdpowiedzUsuńP.S. Umowa kaktusowa nadal aktualna!
Extra :-D nie mogę się doczekać co będzie dalej :-D
OdpowiedzUsuńNoo, bardzo fajny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńOjj... Gabe, naucz się trzymać język za zębami xD Coś czuję, że będą kłopoty... :d
Jak ja się cieszę, że jednak będą razem! <3 Już się bałam, że Gabriel będzie próbował posłychać Metatrona... Naszczęście nie! :D
Czekam na nn, mam nadzieję, że pojawi się szyyybciutko! :D
Zarąbisty rozdział :D Kiedy następny? :P
OdpowiedzUsuńZajebiste to jest. Początek smutny, ale reszta cool :) Oby tak dalej ;d
OdpowiedzUsuńMegaaaa :) Chce więcej. Z notki na notkę mniej literówek- teraz nie zauwżyłam żadnej ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i weny życzę ^_^
Madrigal? Cz ty może nie czytałaś książki ,,Córka dymu i kości''? xD
OdpowiedzUsuńNie no fajny rozdział, nie ma co. Jestem ciekawa jak będzie dalej, pozdrawiam :)
AAAAA Kocham coraz bardziej <3 <3 <3
OdpowiedzUsuń