środa, 23 lipca 2014

Rozdział 5 cz.3

       - Przepraszam, kim?- zapytałam zainteresowana. Ciekawiło mnie, kim jest Metatron. Nigdy o nim nie słyszałam i nawet nie miałam okazji usłyszeć tego imienia. Jak to się w ogóle wymawia?- zastanawiałam się. Z zamyślenia wyrwał mnie niski tembr głosu Gabriela:
- Jest to mój przełożony- starał się mówić pewnie, lecz wyczuwałam wahanie w jego głosie, jakby czegoś się bał albo kogoś. Przełożony? Jakie zadanie ma przełożony? Wydawać rozkazy, no tak, ale jakie znów rozkazy? Związane ze mną. Nie byłam pewna, możliwe, że tak, ale miałam nadzieję, że to nie ma żadnego związku.
- Mógłbyś powiedzieć więcej na ten temat?- spytałam, wyczekując odpowiedzi.
- Jeżeli zapytasz- powiedział tajemniczo. Za każdym razem, gdy patrzyłam na jego idealnie zarysowaną twarz i piękne ciemne oczy, moja twarz pokrywała się rumieńcem. Niby zdawałam sobie sprawę, że już jesteśmy ze sobą i nie muszę się przed nim wstydzić i odwracać wzroku za każdym razem, gdy patrzy mi prosto w twarz.
       Znów zbliżył się do mnie. Tym razem nasze ciała nie tylko się stykały, lecz były mocno przyciśnięte do siebie. Nie mogłam się oprzeć pokusie, by go nie pocałować. Jednak nie musiałam tego robić, gdyż chłopak nachylił się do mnie. Po raz kolejny dziś, Gabe zawładnął nie tylko moimi ustami, lecz i ciałem. Czułam się niespełniona, lecz po tym, co spotkało mnie z Chrisem nie chciałam, abyśmy mieli to tak szybko za sobą. Pragnęłam długiego romansu i motyli w brzuchu. Chciałam poczuć, że jest zakochana. Rozchyliłam wargi, a Gabriel wpił mi się w usta. Podniósł mnie do góry, a ja objęłam go nogami w pasie. Nie mogłam się powstrzymać, aby nie odwzajemnić pocałunku. Po chwilach namiętności i pożądania oderwałam się od niego, aby zaprotestować. Oderwałam się od jego miękkich i słodkich ust, po czym stanęłam przed nim. Dziwiło mnie zachowanie Gabriela. Nigdy nie pomyślałabym, że jest tak zaborczy pod względem pocałunków, które mi skrada. W sumie on chyba nigdy z nikim nie był, nie tu, nie teraz.
- Nie. Nie teraz- powiedziałam, po czym przyłożyłam wargi do jego ust i wycisnęłam delikatny pocałunek- Najpierw porozmawiajmy- powiedziałam, ciągnąc go w kierunku sypialni. Dopiero po chwili zorientowałam się, że mogło być- było- to dwuznaczne. Ja, idąca z chłopakiem za rękę w kierunku zacisza pokoju. Nie ważne, wtedy to się nie liczyło. Chciałam informacji, a tylko on mi mógł je dać właśnie tam. Gdybyśmy zostali w kuchni, w każdej chwili mogliby wejść rodzice i usłyszeć cokolwiek, a ja nie wiem, jak bym wytłumaczyła zaistniałą sytuację.
      Kiedy tylko weszliśmy do pokoju, zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam:
- Wybacz, że wyglądało to...
- Niejednoznacznie?- skinęłam głową.
- Tak, no cóż. Nie ważne. Co chcesz wiedzieć?- zapytał, siadając na moim łóżku. Po chwili usiadłam obok niego; tak, abym mogła patrzeć w jego pełne mroku oczy. Położyłam rękę na jego udzie i zaczęłam pytać.
- Jakie rozkazy wydawał ci Metatron?- milczał, na jego ustach zaigrał niewinny uśmiech. Jak on mógł milczeć? Powiedział, że odpowie na moje pytania. No, cóż... Postanowiłam przejść do następnego.
- Co robisz tu na ziemi?
- Wiodę pieczę nad tobą.
- Ściślej?- poprosiłam, zainteresowana odpowiedzią.
- Na pewno chcesz wiedzieć?- skinęłam głową.
- Jestem tu, abyś nie przeszła na stronę Lucasa. Może nie brzmi to najlepiej, ale twoje wcześniejsze wyczyny w poprzedniej szkole nie dawały nam o tobie najlepszego zdania- zamilkł, a ja wybałuszyłam oczy jak ryba. Zatkało mnie. Więc dlatego Gabriel był tak blisko mnie, abym nie przeszła na stronę diabła?
- Wykorzystałeś mnie- moje pytanie zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie.
- Nie wiem, czy można tak to nazwać. Ja tylko odwalałem swoją robotę.
No tak. Zawsze tak jest. Ja się zakochuję, a oni mnie ranią. W mgnieniu oka zabrałam dłoń z jego umięśnionej nogi. Odwróciłam wzrok. Chłopak objął moje policzki i sprawił, że znów patrzyłam na jego idealne rysy twarzy.
- Nie chciałem, abyś tak to przyjęła. Ja cię naprawdę kocham. I chcę być z tobą bez względu na rozkazy Metatatrona.
Czułam się zagubiona, znów odwróciłam wzrok. Nie mogłam na niego patrzeć. Poczułam do niego odrazę, jeszcze większą niż do Lucasa w chwili, gdy dowiedziałam się, że jest demonem. Gabe był moim przyjacielem. Nie powinien ukrywać tak ważnych faktów, nie wtedy, gdy już wiedziałam o aniołach.vA tym bardziej nie powinien udawać, że coś do mnie czuje.
- Wściekasz się bezpodstawnie- powiedział; zauważyłam, że jest zdenerwowany- Wiesz, co mi grozi za to, że ci w ogóle o tym powiedziałem? Wiesz, jakie to dla mnie niebezpieczne?
- Nie wiem, właśnie na tym polega problem!- wykrzyknęłam- Nic nie wiem!
Byłam na skraju wytrzymałości. Miałam wrażenie, że zaraz wszystkie emocje ze mnie eksplodują. Gabriel szybko chwycił moją dłoń  podniósł ją do swojego torsu tak, abym stroną wewnętrzną dotknęła miejsca, gdzie biło jego serce.
- Czujesz?
- Bije bardzo szybko- zdumiałam się.
- Owszem, a wiesz dlaczego?- kiwnęłam przecząco głową- Bo ty jesteś w pobliżu. Zawsze, gdy jesteś obok zaczynam świrować. Moje serce bije jak oszalałe i mam motyle w brzuchu. I teraz, aniele, nie powiesz mi, że cię oszukałem. To, co do ciebie czuję jest prawdziwe, jak najbardziej prawdziwe.
- Prawdziwe do szpiku kości- powiedziałam wreszcie, a w moich oczach stanęły łzy- Czuję dokładnie to samo.
Po moim lewym policzku spłynęła jedna samotna łza; Gabe natychmiast otarł ją ręką i powiedział:
- Nie płacz, ja nie chciałem, żeby to tak wyglądało.
Byłam wściekła na siebie. Zła za to, że w niego zwątpiłam. Niewyobrażalne jest to jak w jednej sekundzie zmieniają się wszelkie przekonania.
- Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie jest bezwstydna, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje- zacytowałam i zaczęłam rzewnie płakać. Gabriel objął mnie ramieniem, po czym ucałował mnie w czoło- tak niewinnie. Byłam tak bardzo wściekła za swoje nagłe zmiany zdania, ale co ja mogłam pomyśleć? Z drugiej strony, jak mogłam nie posłuchać jego słów? Ten cytat z Biblii powinien mi pomóc zaufać. Jednakże za późno go wspomniałam. Na całe szczęście nic wielkiego się nie stało, jak mówił Gabriel.
       Położyliśmy się na łóżku, przytuliłam się do niego, oplatając jego nogi. Byłam wykończona. Po tak długim dniu pełnym wielu emocji, chciałam tylko jednego. Odpoczynku i miłości. Obie te rzeczy zapewnił mi Gabriel- ten, któremu zawierzyłam swoją pieczę. Ufałam mu, musiałam ufać. Nigdy więcej czegoś takiego. To jest miłość. To się czuje. Nadal nie umiem sobie wybaczyć, że nie wierzyłam, przez krótką chwilę- lecz jednak.
______
Jak wam się podoba to, że ostatnio dodaje często notki? Myślę, że to dobrze. Liczę na komenty. :3 i pozdrawiam :*

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 5 cz.2

     Objęłam jego policzki i przyciągnęłam do siebie szybko- niemal w takim zawrotnym tempie, jak on tu się pojawił. Chłopak natychmiast objął mnie w talii, odwzajemniając pocałunek, po czym przycisnął mocno do siebie. Nasze języki zaczęły toczyć bitwę. Jego dłonie przeniosły się niżej aż na moją pupę. W powietrzu wyczuwałam pożądanie, które działało w obie strony. Nagle poczułam, jakby czas stanął w miejscu. Zatraciłam się w pocałunku. Kiedy wreszcie oderwaliśmy się od siebie, wciąż czułam jego oddech na sobie; spojrzał mi w oczy i powiedział:
- Kocham cię.
- Wiem. Mówiłeś mi to, a ja próbowałam odrzucić od siebie tę myśl- przyznałam.
- Tak, ale to nie to tak naprawdę przyszedłem ci powiedzieć...- urwał; jego czarne oczy zalśniły. Odwróciłam się do niego plecami na znak zachęty i przechyliłam głowę; poczułam na szyi jego usta, pieszczące moją skórę. Zadrżałam.
- Wiesz, że chciałbym z tobą być- kiwnęłam głową, domagając się dalszych pieszczot- Problem w tym, że to nie jest takie proste... Anioły nie powinny się wiązać ze śmiertelniczkami- wydukał, a ja odwróciłam się z powrotem do niego twarzą w twarz i podniosłam jego podbródek, aby spojrzał w moje-w tym momencie- pełne łez oczy.
- Ja nie jestem śmiertelniczką- byłam bliska płaczu- Takie związki też są zakazane?- skinął głową- A więc dobrze! Będziemy ze sobą przeciw wszelkim zakazom. Ja cię kocham! Nie rozumiesz tego? Kocham! I nie pozwolę ci znowu odejść, nie tym razem- wykrzyczałam mu to jednocześnie zła na siebie, że nie wyznałam mu miłości wcześniej, choć wtedy nie zdawałam sobie z tego całkowicie sprawy.
- Myślisz, że ja chcę cię stracić?- pytał takim tonem, jakbym ja była czemuś winna; przelękłam się trochę, nie dając po sobie tego poznać. Nie odpowiedziałam- Otóż, nie. Wierzę w nas równie silnie jak w miłość, która jest między nami. Nawet nie wiesz, jak często ostatnio o tobie myślę. Gdy cię nie ma w pobliżu czuję się, jakby oderwano mi kawałek serca- Czułam to samo- Chcę być z tobą, mimo wszystko.
Nie potrzebowaliśmy więcej słów. Te kilka zdań mówiło samo za siebie. Byliśmy tak bezgranicznie w sobie zakochani, że nie myśleliśmy racjonalnie. Chcieliśmy trwać ze sobą.

 ***
        - Madrigal, Madrigal, Madrigal- z każdym słowem, mówiłem coraz ciszej, trzymając w rękach martwe ciało ukochanej. Łzy rzewnie spływały mi po policzkach i spływały na jej śnieżnobiałą suknie. Jej brązowe włosy- niegdyś spadające kaskadą na ramiona- były mokre i posklejane. Rysy jej twarzy były delikatne, przy kości jarzmowej lekko zaostrzone. Jej delikatne wargi- straciły swój naturalny, niemal czerwony odcień, stały się blade- były rozchylone, jakby pragnęła pocałunku od swego kochanka. Jej oczy- jeszcze nie straciły blasku, wciąż iskrzyły się, lecz nie jak szafir; jarzyły się granatem, niemal czernią. Powieki zaczęły jej opadać. Wyglądała, jakby pogrążył ją sen, długowieczny sen. Jej dłonie były lodowate, cała była zimna i biała jak płatki śniegu. Moja ukochana utraciła życie. Mimo to wyglądała pięknie, niemal tak pięknie jak za życia. Długo trzymałem ją w objęciach, całując jej zimne palce, próbując- daremnie- przywrócić jej życie.
- Chodź ze mną- powiedział Gedeon, dotykając mojego ramienia.
- Nie zostawię jej!- odburknąłem wściekły.
- Ona już nie żyję- mówił bez żadnego wyrazu. Nie potrafiłem w to uwierzyć. Odwróciłem się, aby spojrzeć na przyjaciela. Nie dowierzałem. Wciąż klęczałem przy ukochanej- Rusz tą dupę!- po chwili nie wytrzymał napięcia, byliśmy w niebezpieczeństwie- Jeżeli teraz jej nie zostawisz, będzie po tobie. W każdej chwili ktoś ginie, ruszże się!- ryknął, a ja z przerażenia otwarłem szeroko oczy i spojrzałem na blondyna. W jego oczach nie było ani krzty współczucia, tylko wola walki. Przerażał mnie, lecz nie potrafiłem teraz o tym myśleć.
Moja Madrigal.
Moja słodka Madrigal.
Czyżby jej niska temperatura ciała i zamknięta powieki oznaczały jej śmierć? Jak do tego doszło? Dlaczego nie było mnie przy niej? Dlaczego nie potrafiłem o nią zadbać?
Trzask!- moje serce rozdarło się na tysiąc maluteńkich kawałeczków. Czułem jakbym umierał wraz z odejściem jej ducha. Brakowało mi tchu. Zacząłem szybko oddychać. Nie mogłem z nieść myśli, że ona... Nie potrafiłem uwierzyć, że zginęła. Co gorsza, nawet nie walczyła ze śmiercią, tak po prostu się poddała.
Jeszcze raz spojrzałem na ukochaną. Z moich oczu wciąż spływały łzy na jej porcelanową skórę. Jeszcze raz spojrzałem na nią, po czym pochyliłem się, dotknąłem jej zimnego policzka i złożyłem pocałunek na jej ustach- ostatni pocałunek.

      Wróciwszy wspomnieniami do tamtej chwili, chwili, w której straciłem miłość, nie mogłem zaprzeczyć, że słowa Susanne zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Jeszcze nigdy nie mówiła tak szczerze. Bałem się kolejnej straty. Gdybym ją zostawił, moje życie straciłoby sens. Bo jaki życie ma sens, gdy nie miłości? Jednakże, gdybym nie posłuchał Metatrona- mogłoby się wydarzyć wszystko. Miałem totalny mętlik. Tysiące myśli kłębiło mi się w głowie.
Madrigal. Susanne. Tak dwie różne od siebie kobiety.
Madrigal- silna, lecz nie krucha, nieustraszona i zaborcza. Susanne- delikatna, krucha, na pozór odważna- lecz jej odwaga różniła się od siły jaką posiadała Madrigal. Susanne kochała być nieustraszona i na pozór zdawała się taką być, jednakże to anielica tak naprawdę była odważna. Kobiety próbujące maskować swoje osobowości. Mad- będąc nieustraszoną, chciała być delikatna i taką się zdawała.  Sus- będąc spokojną, chciała być wybuchowa i umieć wyrażać swoje zdania- taka na pozór była.
Jak można zakochać się w dwóch tak różnych osobach? Widocznie można. Przyjrzawszy się im bardziej,z czasem zauważyłem, że wcale nie były tak odmienne. Każda z nich chciała być inna niż była. Każda z nich starała się być doskonała, nie świadoma, że już taka jest.
- Gabe?- zagadnęła, wyrywając mnie z zamyślenia; wzdrygnąłem się, gdyż zamiast Sus ujrzałem Madrigal- w pełnej klasie szatynkę o niebieskich oczach i ponętnych czerwonych ustach. Potrząsnąłem głową, zamknąwszy oczy. Gdy znów je otworzyłem, odetchnąłem z ulgą. Co to było, do cholery?- zastanawiałem się. Rozmawiałem z Susanne, a potem zobaczyłem Madrigal. Dopiero, gdy zamknąłem oczy wszystko wróciło do normy. Coś zdecydowanie ze mną jest nie tak.
- Tak?
- Wydajesz się jakiś nieobecny- powiedziała zmartwiona.
- Przepraszam, ja po prostu martwię się Metatronem- zastanowiwszy się, co powiedziałem, zamarłem. Moje serce jakby stanęło w miejscu, a oddech ugrzązł mi się gdzieś w gardle. Powiedziałem właśnie coś, czego nie powinienem. Teoretycznie: jestem już martwy.

_________
Oto kolejna część, równie krótka, ale uznawszy, że cały rozdział tworzą części jest w sam raz. :D Mam nadzieję, że wam się podoba. Bo Kat to już mi wariuje, chyba za często daje notki. :3
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Ps. Jeżeli podoba się wam mój blog, wrzucajcie do obserwowanych. Mniej kłopotu dla mnie i dla was. :3 Nie bd wam musiała wklejać linka na blogu. ^^

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 5 cz.1

      - Mamy ją- powiedział Metatron mocnym i pewnym głosem, który wcale nie przekonał mnie do realności tych słów
- Nie byłbym tego taki pewien- odpowiedziałem lekko zdezorientowany, gdy archanioł zabronił mi spotykania się z Susanne w kontekście chłopak-dziewczyna. Jedyne co nam pozostało to przyjaźń. Nie mogłem w to uwierzyć, a może nie tyle co uwierzyć, a z tym żyć. Przez większość swojego życia na ziemi byłem przy niej: troszczyłem się, opiekowałem się- po prostu byłem. Wiem, że Metatron nie jest w stanie uwierzyć w to, że nasze bliższe stosunki mają jakikolwiek sens; ale skoro już jest po naszej stronie- choć nie do końca- po co mam przerywać dalsze działanie? Dlaczego ja tak bardzo, bezsensownie ją kocham?
Kocham każdy jej uśmiech. Kocham jej zapach perfum. Kocham to, jak nerwowo pociera uda. Kocham jej delikatne dłonie; jej oczy jarzące się błękitem; czerwone, jedwabiste włosy. Kocham, gdy jest blisko mnie. Kocham to, jak mnie dotyka, jak mnie całuje. Każda spędzona z nią chwila jest dla mnie wytchnieniem. Dopiero teraz, gdy przez ten niedługi czas mogliśmy być razem poczułem się spełniony.
Zawsze wiedziałem, że czegoś mi brakuje. Tym czymś- a raczej kimś- jest właśnie Sus, to zawsze była ona. Moje serce znów otworzyło się na miłość, ale nie mogę z nią być, mimo że tak bardzo tego chcę i potrzebuję. Z zamyślenia wyrwały mnie słowa archanioła:
- Po raz kolejny dobrze się spisałeś, Gabrielu, lecz pamiętaj, teraz tylko przyjaźń. Dziewczyna musi ci ufać- Ufała mi od zawsze i to się nie zmieni- A i jeszcze jedno. Niedługo zostaniesz odwołany, twoje zadanie dobiega końca- powiedziawszy te słowa przypomnienia, zniknął. Teraz mojej emocje sięgnęły zenitu. Możliwe, że był już przewrażliwiony na tym punkcie, ale nie mogłem znowu stracić miłości mojego życia.
Dzisiaj, po tym jak skończyliśmy się całować, musiałem to przerwać. Nie chciałem być powodem straty jej dziewictwa, a wszystko prowadziło właśnie do tego. Nie byłem jednym z tych chłopaków, którzy chcą tylko seksu. Postanowiliśmy, więc odłożyć rozmowę o tym, co zaszło na później. Nie byłem przekonany, czy Susanne kierowała się wtedy uczuciem, czy jednak odczuciami, całą sytuacją z Lucasem. Bałem się okropnie nadchodzącej rozmowy, a teraz gdy już wiem, że nie możemy być razem, cały aż wrę ze wściekłości. Dlaczego aniołowie to nam robią? Podobno dla każdego jest ktoś przeznaczony. Podobno ci ludzie byli kiedyś jednym, jedną duszą, a gdy powstały nasze ciała, podzieliła się na pół, aby móc wstąpić w ciała; gdy ludzie będą już w pełni gotowi, aby się znów połączyć, coś ich do siebie przy ciąga- chemia. Jeżeli to jest prawda z dwoma połówkami idealnie pasującymi do siebie, dlaczego archaniołowie ograniczają tak aniołów? Nie wiem i mam wrażenie, że się nie dowiem. Bo co? Bo nefilimowie są zagrożeniem dla świata? Bzdury! Po za tym Susanne nie jest nim, ona jest czymś innym, co jeszcze nie ma nazwy. Znałem jednego nefilima. Był to jeden z najbardziej przyzwoitych, przyjaznych pół ludzi. Gedeon był moim przyjacielem, do czasu potopu. Wtedy to Bóg zniszczył każdego żyjącego pół anioła. Teraz, na przestrzeni wielu lat podchodzą do tego mniej emocjonalnie, jednak to wciąż gdzieś w środku mnie rani; najlepszy przyjaciel został stracony.


*Susanne*
       Co ja zrobiłam?! Targana uczuciami- nie ważne- ale jak mogłam! Zachowałam się co najmniej źle. W jednym dniu zmienić obiekt uczuć, chociaż zważywszy na sytuację Gabe zawsze był tym, którego w cichości serce kochałam; Luke tylko mnie pociągał, seksualnie. Nawet gdy byłam z Lucasem nie czułam się tak jak z Gabrielem. Wciąż mi czegoś brakowało. Prawdę mówiąc ja nigdy nie pożądałam prezentów, lecz po prostu troski. Nie rozumiem, jak ja mogłam w ogóle być z Luke'em, mimo że ledwo go znałam.
Kuźwa! Czytanie w myślach, perswazja- przecież Gabe też to umie! Mimo że od jakiegoś czasu coś do niego czułam, nie zważałam na to uczucie, ignorowałam je, dziwnie się czułam, myśląc, że on mógłby być ze mną, a teraz jest inaczej. To ja wykonałam pierwszy krok. Poczułam te dziwne uczucie na dole brzucha, powietrze między nami stało się gęstsze i musnęłam jego wargi. Trochę bałam się jego reakcji na mój czyn, bo tyle razy go odrzucałam. Dlaczego byłam taka pusta i głupia zważając tylko na innych chłopców, a nie dostrzegałam tego, co jest tak blisko mnie? Jego delikatne jak jedwab a zarazem silne dłonie. Jego ciemne- prawie czarne- oczy były odzwierciedleniem jego duszy; duszy tak czystej jak źródlana woda. Jego nieskazitelny uśmiech, który wywierca we mnie poczucie zadowolenia, niemal ekstazy. Nigdy nie czułam czegoś takiego jak teraz. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że gdy przy nim jestem moje serce bije szybciej i nieświadomie, z nerwów ręce trzymam blisko ust- zawsze miałam problem z obgryzaniem paznokci, dlatego teraz mam sztuczne.
Kiedy Gabe zaprzestał pocałunków, postanowiliśmy porozmawiać, ale później. Zastanawiam się, co mu powiedzieć, gdy nadejdzie "później". Że chcę z nim być? Że go kocham? Jeśli to właśnie mu wyznam, co powiem Lucasowi? Że go nie chcę, że nie mogę związać się z demonem? W gruncie rzeczy sama jestem w połowie demonem, lecz w gruncie rzeczy nic do niego nie czuję, poza pociągiem. Jednak to Gabe jest moją połową, choć do tej pory myślałam, że jest nią Lucas. Jestem kompletnie zagubiona. Nie mam bladego pojęcia, co robić.
Podążaj za głosem serca-  usłyszałam cichy i delikatny szept kobiety. Zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju. Nikogo nie było w pomieszczeniu, a ja czułam czyjąś obecność. Obecność bliskiej mi osoby. Wyczuwalna, lecz nienamacalna. Powtórnie rozejrzałam się po oświetlonym dzięki halogenom i jednej świetlówce. Nadal nic. Wsłuchiwałam się jeszcze w ciszę przez chwilę, po czym wstałam, złożyłam ręce z tyłu i przywołałam wspomnienia dzisiejszego wieczoru.

_________
Mamy kolejny rozdział, który dedykuję mojej kochanej sis! Tak, Kat- tobie! :3 Mam nadzieję, że się wam podoba. Szczerze mówiąc mi się 'nawet' podoba! :3 Heh. No gdybym się znów zhejtowała, zarobiłabym kopa w dupsko od Kat. :D
Nie jest najlepsza w opisach, ciągle próbuję się w tym szkolić. Zaczęłam więcej czytać i wgl :D Szczególnie ostatnio, bo neta nie miałam. Tak, więc liczę na jakiś miły komentarzyk :D
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Wpadnijcie na moje inne blogi.
PS. 3 000 wejść- dziękuję, miśki! :*
~Dark Angel

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 4 cz.3

     Nadal nie dochodziło do mnie, że Lucas to demon. Z całego serca chciałam to wyprzeć, nie potrafiłam w to uwierzyć. Demon? Nie, to jakiś głupi żart. Mój chłopak? Nie możliwe! To jakieś szaleństwo! Nie! Chociaż… Muszę przyznać, że to całkiem realne, ale to jest takie nieprawdopodobne-cholerny paradoks. To jest dla mnie za wiele. W anioły wierzyłam przez całe swoje życie. To moja mama nauczyła mnie wierzyć w nie i Boga, ogólnie w siłę wyższą. Zdawałam sobie sprawę, że demony istniały dla równowagi, ale nie… To, że Gabriel jest aniołem, zniosłam, przetrawiłam, uwierzyłam. Ale nie to. To za wiele, nie mogę. Nie potrafiłam siedzieć ani minuty dłużej obok tego czegoś ze świadomością, że ten, co mnie obejmuje, jest diabłem. Nie obchodziło mnie, że film nawet się nie zaczął i trwały reklamy. Zerwałam się z fotela i nie odwracając się nawet na chwilę, wybiegłam z sali. Mimo że demon krzyczał, w moich uszach odbiło się to cichym szeptem. Moje myśli zagłuszyły słowa. Nie słuchałam nikogo ani niczego, wyłączyłam się i ślepo przez korytarz, schody, a potem podążyłam przed siebie ciemnymi uliczkami. Wyciągnęłam komórkę z granatowej torebki i zadzwoniłam. Nie odbierał. Jak to możliwe, że nie odbiera? On?! Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by mnie zignorował. Może nie słyszy? Absurd! Gabe zawsze ma włączony dźwięk. Coś zdecydowanie nie gra. Danielle? Nie, przecież ona nie wie i nie może się dowiedzieć- odpada. Usilnie próbowałam dodzwonić się do szatyna, który najwyraźniej nie chciał ze mną rozmawiać. Dalej szłam chodnikiem przed siebie. W koło stały stabilne, duże budynki, a gdzieniegdzie rosły drzewa i krzewy, których gatunków nie mogłam sobie przypomnieć. Przejść poprzez mrok pozwalały mi jedynie lampy i światła w oknach domów. Myśli próbowałam złożyć w jedną całość, nic z tego. Potrzebuję rozmowy, z nim. Szybkim krokiem poszłam w stronę domu Gabriela z nadzieją, że będzie w mieszkaniu. Nie zważałam na samochody trąbiące na mnie, biegłam jak postrzelona przez ulicę. Gdy byłam już całkiem blisko, wpadłam na Sophie. Nie miałam bladego pojęcia, co ona tu robi. Zdawało się, że była u Gabe’a; ale po co? Dziewczyna wpatrywała się we mnie kompletnie niezdziwiona moją obecnością, trzymając dwa palce na ustach.
- Hej- przywitałam się i przyjrzałam jej się dokładnie.
- Cześć- rzuciła, odrywając dłoń i uśmiechając się do mnie- Niech zgadnę… Do Gabriela? Tyle, że on już nie jest zainteresowany twoim towarzystwem- mówiła wciąż z uśmiechem na porcelanowej twarzy- Przykro mi. Zapewne ze mną nie chcesz rozmawiać na żaden temat, bo jestem, hm, zbyt dziecinna, tak? Zgadłam? No, cóż… Lecę, cześć- skończyła, a w moich oczach pojawiły się łzy. Przyjaciółka wyminęła mnie i po prostu poszła dalej; a ja nie mogłam w to uwierzyć. Nikt nigdy mnie nie potraktował tak jak dziś. Tak zignorować, odrzucić, zbesztać?
Podbiegłam do domu szatyna i zadzwoniłam. Miałam nadzieję, że Soph kłamała. W pełni zdawałam sobie jednak sprawę, że była wściekła na mnie, bo nie mówiłam jej o wielu sprawach i jest mi z tego powodu przykro, ale to boli, tak bardzo, że potraktowała mnie tak chamsko.
Już po kilku sekundach drzwi otworzył mi brązowooki. Od razu zauważyłam zmianę w jego wyglądzie. Przywitałam się i już chciałam ucałować go w policzek, gdy ten zrobił krok do tyłu.
- Czego potrzebujesz?- zapytał z udawanym znudzeniem.
- Rozmowy.
- Na temat?- dopytywał kompletnie niezainteresowany.
- Luke’a- i wtedy jego oczy szeroko się otworzyły jakby nagle się zainteresował, lecz potem odwrócił się tyłem do mnie i od niechcenia powiedział:
- Wchodź. Słucham
I zaczęłam swoją opowieść, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania. Z każdym słowem w błękitnych oczach pojawiało się coraz więcej łez. Nie słyszałam zainteresowania w jego głosie; ani odrobiny. Jego czarne oczy pełne były kpiny.
- I co ja mam ci teraz powiedzieć? Że mi przykro? Nie jest. Ostrzegałem cię przed nim, ale ty zawsze wiesz lepiej, prawda?- mówił, a jego słowa sprawiały mi taki ból, jakiego nigdy jeszcze wcześniej nie czułam; nie wspominając historii z Chrisem, przez którą prawie popełniłam samobójstwo, mimo że tego nie zamierzałam. Teraz łzy rzewnie spływały mi po rumianych policzkach.
Gabriel otarł moje łzy swą silną dłonią, a ja już miałam nadzieję, że okaże mi trochę większego zainteresowania- nic bardziej mylnego.
- Przestań płakać, dziewczyno. Weź się w garść i ułóż to sobie w głowie, okej? Musisz sobie poradzić- te słowa miały sens, swoje znaczenie, lecz sposób w jaki je wypowiedział mroził krew w żyłach- jakbym nic nie znaczyła dla niego, a jeszcze tak niedawno mnie pocałował. Zrobiłam krok do przodu, aby objął mnie ramieniem, ale on tego nie zrobił. Tak po prostu stał i się gapił. Kiedy go potrzebowałam był, zawsze, a teraz się ode mnie odsuwa… Potrzebowałam jego silnych ramion i słów: „Wszystko się ułoży” i to by mi wystarczyło, ale on musiał mnie skarcić; chociaż to nawet nie było to, on po prostu stał się zimny jak lód; ale nie dla ludzi, dla mnie.
Nie mogłam wytrzymać, łzy wylewały mi się ze szklanych oczu. Nie powinnam? Olać to! Musiałam to zrobić. Nawet nie zauważył kiedy zarzuciłam mu ręce na szyi. Bez zastanowienia objął mnie w pasie. I w tym momencie był dawnym Gabe’em- tym kochającym, troskliwym Gabrielem. Oparłam głowę na jego piersi, czym zmoczyłam jego czarny t-shirt.
- Przepraszam- wyszeptałam; a kiedy on mnie obejmował poczułam się lepiej, tak na miejscu, bo właśnie tu chciałam być- w jego ramionach.
- No już, już- uspokajał swoim mocnym, a zarazem delikatnym głosem, mimo że głos rozchodził się silny to wypowiedziane słowa w uszach brzmiały delikatnie jak przygrywana melodia- Zrobić ci herbatę czy coś?- zapytał wypuszczając mnie z objęć, a ja tylko pokiwałam twierdząco głową. Chłopak udał się do kuchni, a ja delikatnym krokiem szłam tuż za nim.
- Ja po prostu tego nie rozumiem- mówiłam, powoli przestając płakać- To dla mnie za wiele.
- Hej, przetrawisz to. Ja ci pomogę, tak?
- Tak- potwierdziłam i spojrzałam pewnym wzrokiem mu w oczy. Wpatrując się w niego, nie mogłam pojąć, co go tak odmieniło, co sprawiło, że przez moment był zgorzkniały; co dziwniejsze, chwilę potem chłopak oprzytomniał i stał się dawnym sobą.

*Gabriel*

     Nie potrafiłem być dla niej taki. Wiem, że musiałem, ale nie umiałem. Co sprawiło, że zmiękłem?
Objęcie.
Kiedy dziewczyna zarzuciła mi swoje lodowate dłonie na szyi, zdałem sobie sprawę, że nie mogę robić jej takiej krzywdy osobie, którą kocham. Jej każda łza była bólem dla mnie. Jej spojrzenie, błądzące, zagubione- było męką. Objąłem ją w talii i wszystko stało się prostsze nie tylko dla niej, dla mnie również. Dla nas. My- jak to pięknie brzmi; ale czy to kiedykolwiek będzie miało miejsce? My jako kochankowie; nie jak przyjaciele.
Kiedy Sus wpatrywała się we mnie, ogarnęło mnie poczucie winy, że w najgorszym momencie jej życia, gdy dowiaduje się prawie całej prawdy, nie interesowałem się nią. Wróć. Interesowałem się, nawet bardzo, ale ją odtrącałem. Z drugiej strony byłem na nią niemiłosiernie wściekły, że kiedy tylko czegoś potrzebuje biegnie do mnie, ale wiąże się z Luke’iem. Choć jednak to coś znaczy, prawda? Musi coś znaczyć. Między nami jest więź. Nie byle jaka. Jedno wiem na pewno, muszę być chłodnym, oschłym dupkiem; ale jeszcze nie teraz, nie dziś.
- Proszę- powiedziałem, stawiając gorący, zielony kubek na stoliku.
- Dziękuję- powiedziała łamiącym się głosem. Usiadłem obok niej i przygarnąłem do siebie, mówiąc:
- Wszystko się ułoży, Susanne, musi się przecież ułożyć.
Dziewczyna z powrotem usiadła prosto i chwyciła kubek do dłoni. Jej czerwone włosy były lekko zwichrzone i przybrały jeszcze ciemniejszą barwę. To dobry znak, pomyślałem. Zerwałem się z sofy i podszedłem w kierunku wieży.
- The Rolling Stones?- spytałem, a dziewczyna przytaknęła głową. Był pewien kawałek, który uwielbialiśmy jako dzieci. Doom and Bloom. Szybko włączyłem tę piosenkę i wystawiłem rękę w kierunku dziewczyny. Susanne szybko odstawiła herbatę i poderwała się na równe nogi. Zaczęliśmy wirować w tańcu. Nasze ciała nieraz stykały się blisko, nieraz oddalały; a ja przypominałem sobie, jacy byliśmy kiedyś jako dzieci.
- Brakowało mi tego- przyznała Susanne, gdy skończyliśmy tańczyć salsę. Staliśmy blisko, za blisko, choć mi to nie przeszkadzało, zdecydowanie nie. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Teraz nie było nie zręcznie, zdawaliśmy się tego bynajmniej nie odczuwać. Byłem pewien, że i jej nasza bliskość nie przeszkadzała. Nasze usta zaczęły się do siebie przybliżać. Poczułem jej oddech na swojej twarzy; ona zapewne czuła mój. Dziewczyna musnęła delikatnie moje wargi. Rozchyliłem usta i już po chwili nasze języki splatały się w namiętnym pocałunku. Objąłem ją w talii, a ona swe ręce założyła mi na szyi. Zdawałoby się jakby nasz pocałunek nie miał końca. Trwaliśmy tak razem, zjednoczeni przez kilka sekund, może minut; nie wiem, już nie liczyłem czasu. Jedyne czego wtedy chciałem to ona, a Susanne zdawała sobie z tego sprawę od dawna. Oderwałem się na chwilę od jej ust, aby powiedzieć: „Nie powinniśmy”, lecz ona uciszyła mnie swoim delikatnym pocałunkiem, a gdy skończyła powiedziała, że nic innego nie ma znaczenia, tylko „my”.
I w końcu się stało…
__________________
Oto kolejna część mojego nieudanego opowiadania! :) Liczę na szczere, ale i wyrozumiałe komentarze. :D
~Dark Angel
PS. Zapraszam na:
- Travel in the time
- Who am I?
- Pamiętnik Em