sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 4 cz.2

*Gabriel*
       - Przegrywamy sprawę- odezwał się Metarton, a ja lękałem się spojrzeć na jego pomarszczoną twarz okalaną siwymi włosami. W jego niebieskich oczach wyczuwałem strach, ale także zauważalne iskierki nadziei.
- Jest mi tak przykro- jąkałem- ...ale demony podjęły się walki. Mają taktykę. Chcą sprawić, aby Susan zakochała się w Lucasie i ...- urwałem. Szkoda mi było słów, one tylko pogarszały naszą sytuację. 
- To jest moja córka. Nie uwierzy w takie kłamstwa. Nie musicie się martwić, ona jest ponad tym- próbowała ratować sytuację Naomi, której włosy lśniły w oświetlonej sali konwersacji anielskiej. Jej oczy jarzyły się jak maleńkie niebieskie światełka. Susanne jest bardzo do niej podobna, pomyślałem, gdy za pierwszym razem ujrzałem serafina. 
- Niczego nie możemy być pewni- odezwał się wreszcie Olmiah, który do tej pory nic nie mówił. Gdy wymawiał te słowa, na jego młodym czole pojawiły się dwie malutkie zmarszczki, jakby na znak niedowierzania słowom Naomi.
- No właśnie, nie możemy zostawić tego w rękach Susanne. To co ona zrobi... Nie, tak być nie może. Na naszych barkach jest to brzemię, które musimy udźwignąć- przytoczył te słowa Kehethel.
Debata trwała wiele godzin i wymagała dużo argumentów, aby w końcu wszyscy aniołowie doszli do konsensusu. W końcu za przewodnictwem Matatrona, który to jest zwierzchnikiem serafinów uznaliśmy, że ogniem trzeba zwalczyć ogień, bo wszystkie zbiorniki wodne powysychały. Jaka jest nasza taktyka? Ja również muszę podrywać Susanne. Nawet sobie nie wyobrażacie jaka radość się we mnie zrodziła, gdy archanioł stwierdził, iż tylko tak wygramy sprawę.
        Kiedy wróciłem już na ziemię postanowiłem wprowadzić w życie nasz plan. Nie wiedziałem początkowo od czego zacząć, więc zadzwoniłem do Sophie, która jest ekspertem od takich spraw, mimo że czasem lekko przesadza. Dziewczyna w trybie natychmiastowym przyjechała do mnie, gdyż poinformowałem ją, że to sprawa pilna, prawie życia i śmierci. Faktycznie to jest sprawa życia i śmierci. Susanne jest nam potrzebna, ab wygrać bitwę. Bez niej my zginiemy. Soph, gdy tylko jej opowiedziałem o naszej małej pogawędce z Sus i pocałunkiem, o którym najwyraźniej jej jeszcze nie mówiła, oniemiała.
- I ona mi tego nie powiedziała!- krzyczała przejęta.
- Już ja jej dam, ona mnie popamięta, nieważne, pokaż się no, trzeba coś z tobą zrobić- powiedziała, poprawiając swoje blond loczki, które skakały jak sprężynki. Zmrużyła swoje jasne piwne oczy, które były teraz maleńkie jak pinezki. Odsunęła się ode mnie, lekko skrzywiła, po czym rzuciła:
- Hm, masz może żel lub gumę?
Nie miałem, ale głupio mi było się przyznać, więc wypaliłem: "Jasne" i szybkim krokiem poszedłem do łazienki. Na pstryknięcie palców w szafeczce pojawiły się oba z nich. Wziąłem oba z nich i wróciłem do swojego pokoju. Rozejrzałem się po dobrze oświetlonym pomarańczowym pokoju, ale nie Sophie tam nie było. Zdezorientowany spojrzałem na drzwi, gdzie ona stała już z krzesłem.
- No co? Myślałeś, że gdzie usiądziesz?- zapytała zdziwiona moją reakcją. W tak krótkim czasie ja już zdążyłem przedstawić sobie najbrudniejszy scenariusz. Od razu w głowie pojawiła mi się myśl: "Porwanie". Nie mam bladego pojęcia, dlaczego tak się o nią martwiłem, może to ten instynkt opiekuna. Pewnie tak. Dobra, uspokój się Gabe i siadaj na te krzesło.
- Więc mówisz, że chcesz być z Susanne, ale ona nie widzi w tym sensu. Widocznie moja przyjaciółka już padła na wzrok. Co ona widzi w tym Lucasie? Oj, przepraszam. Nie powinnam o nim mówić, ale spójrz jak teraz wyglądasz, co ty na to? Podoba się?
Spojrzałem w lusterko, które podała mi dziewczyna i zobaczyłem innego siebie, moje włosy były postawione, coś w rodzaju irokeza, ale nie miałem z boku zgolonych włosów, wręcz przeciwnie.
- To wystarczy?- zapytałem.
- Cóż, nie, ale to dobry początek. Twoje zachowanie też musi się nieco zmienić. Musisz być bardziej seksowny. To znaczy, jesteś seksowny, ale musisz udać, że już cię ona nie obchodzi, umawiaj się z innymi dziewczynami, kapujesz? Przecież jesteś taki śliczny.- westchnęła, po czym dodała- Ja już więcej nie zdziałam, więc się zbieram, a ty musisz się zmienić, więc... Cześć- powiedziała i już zaczęła się odwracać, ale ja chwyciłem ją za dłoń i przyciągnąłem do siebie, po czym namiętnie pocałowałem. Sophie nie szybko się ode mnie oderwała, wpierw odwzajemniła pocałunek, potem rzuciła jakby od niechcenia.
- To dobry początek.
I to niby Luke jest tym złym... Tylko dlaczego ja się całuję z jej przyjaciółką. A, już wiem. Mam być przecież inny, mam być kobieciarzem, bo Sus na takich leci. I teraz wygląda na to, że to ja chcę ją wykorzystać, aby przeżyć. Nienawidzę tej roboty.

*Sophie*
       Jak najszybciej zbiegłam po schodach i spacerkiem wróciłam do domu. Na swoich ustach czułam jeszcze smak jego pocałunku. To było coś niesamowitego, jeszcze żaden chłopak tak mnie nie całował. Wiedziałam, że on jest zakochany w Sus, ale i tak nie mogłam przestać o nim myśleć. Czułam się z tym źle, bo w końcu Susanne jest moją przyjaciółką, chociaż jak się dowiedziałam, co przede mną ukryła, zdenerwowałam się, tego się nie da ukryć. Możliwe, że Susanne nigdy nie traktowała mnie jak najlepszą przyjaciółkę, ale przecież zasługuję na to, by mnie informowała o nowościach. Zapewne Dan jest o wszystkim poinformowana. Mam tego dosyć, wszyscy traktują mnie jak jakieś dziecko, tylko że do tej pory to ja wpakowałam się w najwięcej związków i to ja zawsze potrafię wybrnąć z sytuacji bez stresu. Nagle po mojej rumianej twarzy spłynęła jedna samotna łza. Tak samotna jak ja, pomyślałam.

*Susanne*
       Teraz jestem wolna. Nie mam już tego durnego gipsu i mogę żyć, a nie tylko leżeć w tym łóżku, w czterech ścianach mojego beżowo-czerwonego pokoju. Zastanawiam się, jak sobie z tamtą sytuacją poradziła Danielle. Mam wyrzuty sumienia, że prawie o niczym jej nie mówimy, ale ona wydaje się taka delikatna, krucha i bezbronna. Jest mi przykro z tego powodu, że tak wiele przed nią ukrywamy.
       Dzisiaj wyszłam pobiegać wraz z Danielle. Założyłam czarne spodenki i czerwoną bokserkę. Nie wiem, jak długo biegłyśmy, ale przebiegłyśmy chyba 3 km. Nie potrafiłam biec więcej, bo poczułam okropny ból w kostce, który spróbowałam zignorować, udało się. Gdy już wróciłam i wzięłam prysznic, weszłam w ręczniku do pokoju. Moje oczy otworzyły się szeroko, wyglądały jak ogromne guziki. Przede mną stał Lucas. Poczułam się nieco głupio, bo byłam prawie naga.
- Co ty tu robisz?- zapytałam zniesmaczona całą sytuacją.
- Przyszedłem po ciebie, myślałem, że może pójdziemy na spacer.
- Przed chwilą biegałam i jestem trochę zmęczona, wiesz...- próbowałam wytłumaczyć to, że stałam tu w ręczniku.
- Tak, kochanie, rozumiem. To może zrobimy coś innego, ty decydujesz- powiedział, po czym przystąpił do gapienia się na moje piersi. Chłopak pociągnął mnie w swoją stronę za biodra i delikatnie pocałował. Oderwałam się od niego i powiedziałam:
- Nie teraz, muszę się ubrać. Mógłbyś wyjść?
Nie musiałam długo prosić. Już po chwili Luke znalazł się za drzwiami, a ja szybko założyłam czarny stanik i stringi do kompletu, czarną bokserkę, krótką dżinsową spódniczkę, a na wierzch bluzki zarzuciłam również dżinsową kamizelkę. Otworzyłam drzwi i szybciutko pocałowałam Lucasa.
- Jestem gotowa. Idziemy do kina- stwierdziłam.
- Jasne. Wyglądasz ślicznie.
Podziękowałam mu, po czym wyszliśmy z domu. Po długiej, wcale nie niezręcznej, ciszy Lucas odezwał się do mnie:
- Wiem kim jesteś.
- O czym ty mówisz?- zapytałam zdziwiona i zdezorientowana.
- Twoje włosy są czerwone. Niby czemu? Bo jesteś hybrydą anioła i demona. A wiesz co to oznacza, kochanie? Jesteś najpotężniejszą istotą na świecie.
- Skąd ty to wiesz?- zapytałam przestraszona, byłam w stanie nawet uciekać przed facetem, który mnie kochał.
- Bo jestem demonem- oniemiałam, a on mówił dalej: - Uznałem, że powinnaś wiedzieć skoro zamierzasz być ze mną, a skoro i tak znasz już prawdę o Gabrielu. Jesteś silną kobietą, nic cię nie przestraszy.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Wiedza jest przekleństwem, jak to mówią. Miałam ochotę zrezygnować z kina, ale nie mogłam tego zrobić Luke'owi, mimo że był demonem. Przecież nikogo nie skrzywdził, prawda?
- Nie, nikogo nie skrzywdziłem i tak, umiem czytać w myślach, zarówno jak i Gabriel. Wiesz chyba, że demony są upadłymi aniołami? Ja jestem właśnie synem upadłego demona, więc powstałem trochę inaczej, to nie był mój wybór, więc nie możesz mnie winić za to kim jestem. No i przecież twoja matka zakochała się w demonie, więc nie wiń się za to, że ty mnie też kochasz.
- Ja, masz rację, kocham cię, ale muszę cię poznać lepiej, chcę się więcej o was dowiedzieć. Jakie masz jeszcze magiczne moce?
- Takie same jak anioły praktycznie. Czytanie w myślach, przenoszenie się z miejsca do miejsca, a nawet w czasie, przenoszenie przedmiotów, demony są zdolne do nakłaniania ludzi to czynów, których sami by nie zrobili.
- Czy mnie też nakłaniałeś?- zapytałam.
- Nie, ty nie jesteś człowiekiem. Nie zapominaj o tym, a teraz chodźmy do kina.
________________________
No i mamy 2 cz. rozdziału 4! :) Podoba się wam? Mam taką nadzieję. Liczę na szczere komentarze. :3
Zapraszam też na:
http://you-see-yourself.blogspot.com/
http://get-away-from-the-world.blogspot.com/
http://pamietniki-em.blogspot.com/
Mam nadzieję, że wpadniecie. :) Czekają nowości :D
|Dark Angel - zmiana nicku, znowu. xD

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 4 cz.1

*Danielle*
      Cholerna jasna! Dlaczego Sophie musiała akurat zakochać się w Ericku. Erick O'Connor. Erick O'Connor. Dlaczego on musi być taki seksowny? Dlaczego tak mi się podoba? Dlaczego nie potrafię po prostu udać, że jest dla mnie obojętny. Kiedy siedziałam obok Soph, wszystko wydawał się takie oczywiste. Wtedy wiedziałam, że muszę odwołać randkę. Mimo, że wszystko było tak idealnie zaplanowane. Tak cholernie nie romantyczny wieczór mógł być wieczorem najlepszym w moim życiu. W ciągu całego mojego randkowania, miałam tylko dwóch chłopaków. W tym jeden był kompletnym dupkiem, a drugi, cóż, był młodszy. Wiem, że to dziwne chodzić z chłopakiem młodszym o rok. Tak, on ma 16, ja 17, ale jak na swój wiek był wyjątkowo dojrzały. Zakochał się we mnie. Nazywał się Simon Goldenmayer. Jego starzy byli bardzo bogaci. Pewnego dnia podszedł do mnie i spytał mnie, czy się z nim umówię. Cóż miałam zrobić? Z litości nad nim zgodziłam się na tą jedną randkę. Chłopak był nawet przystojny. Miał jasne blond włosy i zielone oczy. Może nie był tak silnie zbudowany, jak większość chłopaków w moim wieku, ale jednak. Drugim facetem z jakim się umawiałam był Damien. W tym momencie nawet nie pamiętam jego nazwiska, zaś doskonale pamiętam każdy skrawek jego ciała. Damien był dobrze zbudowany, miał cudownie umięśniony brzuch i piękne czarne oczy i niezwykle czarne włosy. Wyglądał jak wampir z tych amerykańskich seriali. Był po prostu cudowny. Ja zakochał się w nim po uszy. Byłam nim tak zauroczona, że nie zauważyłam, jakim był dupkiem. Wracając do Ericka. Muszę odwołać randkę. Dla Sophie. Po prostu muszę. Tylko tak trudno mi to zrobić. Zrezygnować z czegoś, o co tak zabiegałam, o uwagę jakiegoś chłopaka, lecz kiedy to dostałam... Cóż, niestety, ja muszę go ignorować, zerwać wszelkie kontakty. Soph jest dla mnie bardzo ważna. Ja nie potrafiłabym jej tego zrobić.
     W końcu zdobyłam się na odwagę, aby odwołać spotkanie z Erickiem, ale Sophie nadal nie wie o nas. Właściwie to nas nie było... W każdym bądź razie wszystko załatwiłam. Teraz jednak zastanawiam się nad Susanne i Gabrielem. Oni są przesłodcy razem. Nie mam pojęcia, dlaczego Sus go odrzuca. Przecież to było romantyczne, tak sądzę. A może ja już bredzę, bo mój żaden związek nie wypalił. Za to Susanne miała masę chłopaków, ale Chris jednak był palantem, pieprzonym dupkiem i tyle. Możliwe, że to przez niego Sus się z nikim nie wiąże, choć teraz patrząc z boku, zauważyłam, że zaczyna przybliżać się do Lucasa. Nic dziwnego. Luke jest seksowny, przystojny i przeuroczy. Bredzę? Możliwe... Czas wziąć się za siebie i znaleźć tą prawdziwą miłość.

*Susanne*
       Rozpiera mnie energia, ale nie mogę nic zrobić! Cholera! Chociaż nie, jestem szczęśliwa, bo jutro zdejmują mi ten przeklęty gips, nareszcie. Już nie mogę się doczekać. Jestem trochę przygnębiona faktem, że nie będę mogła wystartować w corocznej Olimpiadzie Szkolnej. Polega ona na tym, że każda osoba z naszego LO może wybrać dowolną dyscyplinę sportu, w której weźmie udział na Olimpiadzie. Ja zawsze wybierałam biegi, ale teraz nie będę mogła nadwyrężać nóg. Naprawdę żałuję. Nie mogę się tym zbytnio przejmować, mam nadzieję, że Danielle obroni nasz honor 'szkolnych biegaczek'. Zastanawia mnie tylko, jak udało jej się odwołać kino z Erickiem. Dan nigdy nie była dziewczyną, która miała wielu chłopaków, a teraz Soph musiała się też zakochać w nim. Jej i tak to by przeszło. Ja nie zamierzam się wtrącać, ale uważam, że Danielle powinna powiedzieć o tym dla Sophie. Ona mnie nie słucha, wie lepiej. Dobrze, niech robi jak uważa.
      Ostatnio częściej zjawiał się u mnie Lucas. Mi tak strasznie głupio z nim być, (tak oficjalnie jesteśmy razem) bo pozwoliłam się pocałować Gabrielowi. Ostatecznie postanowiłam udać, że ten pocałunek nijak na mnie nie wpłynął, że nie wprawił mnie w stan niechybny od pożądania. Pytanie teraz: "dlaczego jestem z Luke'iem?" Otóż Lucas był taki romantyczny przez czas, gdy ja miałam nogi w gipsie. Przychodził, przynosił czekoladki, czasem kwiaty, całował mnie, jakby jednak był moim chłopakiem. Pewno razu przyszedł, uklęknął (tak, właśnie), chwycił moją dłoń, ucałował ją i rzekł:
- Już od jakiegoś czasu zachowujemy się jak para, więc pomyślałem, że powinniśmy ją zostać, co ty na to? Zostaniesz moją dziewczyną?
Mi kompletnie odebrało mowę, natychmiast usiadłam, wyprostowałam się, wyrwałam mu swoją rękę, kazałam mu usiąść obok mnie i dłońmi chwyciłam jego twarz i przyciągnęła go do siebie, soczyście go całując. Gdybym nie miała na nogach gipsu wszystko potoczyło by się inaczej. Ja, w odróżnieniu od Danielle, nie jestem świętoszką i nie chcę czekać z seksem do ślubu, ale chcę to zrobić z kimś, kto jest dla mnie ważny.
      Od czasu, gdy zdecydowaliśmy z Gabe'em, że nie możemy być razem on nie pojawił się u mnie ani razu. Niby nie trzymamy żadnej urazy do siebie czy coś, ale mi byłoby dziwnie przebywać w jego towarzystwie. Przede wszystkim przez to, że chodzę (jak to dziwnie brzmi, przecież ja leżę) z Lucasem.
       Dzisiaj jakoś tak dziwnie spokojnie u mnie, nikt nie przyszedł, nie odwiedził. Tylko Luke wpadł na chwilę, przyniósł kwiaty i uciekł, bo miał coś ważnego do załatwienia. Wydaje mi się jakby nikt nie chciał ze mną przebywać. Narzekałam, jak przychodzili, ale nikomu nie mówiłam, że mnie to irytuje. W końcu mam ten czas dla siebie na odpoczynek, ale jakoś dziwnie pusto. Mi to nikt nie dogodzi, mówiła zawsze mam, gdy coś mi nie pasowało. Teraz urwał się nasz kontakt, niby mieszkamy razem, ale już tak nie rozmawiamy jak kiedyś. Informacja o tym, że jestem podrzutkiem mnie dobiła na tyle, że przestałam prawie się odzywać do rodziców.

*Lucas*
         - Musisz ją tylko przeprowadzić na naszą stronę! Czy to jest aż takie trudne? Jedną głupią nastolatkę?! Spraw, aby się w tobie zakochała, a będzie nasza! Wtedy zniszczymy tych boskich pomazańców!- krzyczała donośnym głosem Naamah, arcydemonica odpowiedzialna za namawianie ludzi do uwodzenia.
- To nie jest łatwe, ten archanioł... Gabriel on próbuje zapobiec moim działaniom. Robi wszystko, aby Susanne się ode mnie oddaliła. Zrobię wszystko co w mojej mocy. Nie musisz się martwić. Mam tylko pytanie... kim ona właściwie jest? Dlaczego jest niby taka potężna?- spytałem nieświadom odpowiedzi.
- Susanne?! Kim ona jest? Żarty sobie robisz? To jest córka Astarotha i Naomi. A jak wiesz, każde z nich jest potężne na swój sposób, a ona jest owocem ich... miłości- skończyła, ostatnie słowo mówiąc z obrzydzeniem, po czym dodała:- Jak tak potężny demon mógł się zakochać w serafinie? Dla demonów są przeznaczone demonice. Lucyfer nigdy nie wybaczył tej zdrady Astarothowi, poddał go najokropniejszym torturom. Uwolni go tylko, jeśli Susanne pomoże nam pokonać Boga.
- Dlatego wysłał mnie, abym ją rozkochał sobie?- zapytałem niepewny swych działań.
- Dlatego ja cię wysłałam- zakończyła naszą rozmowę i rozpłynęła się w czarnej chmurze dymu.
___________________
Mamy kolejną część! Wiem, że zbytnio dużo nie wnosi, ale nie miałam weny, a chciałam to wam szybciej wstawić, bo zazwyczaj zwlekam z pisaniem. Przepraszam za literówki i błędy. Liczę na szczere i w miarę możliwości wyrozumiałe komentarze, bo późno to kończyłam pisać. Zapraszam na: http://pamietniki-em.blogspot.com/ , gdzie prawdopodobnie niedługo pojawi się nowy wpis. :) Znowu ja z pytaniem... Zawieszać bloga? Bo coś was mało.. Nikt prawie nie komentuje. ;__;
- Ash♥

CZYTASZ= KOMENTUJESZ

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 3 cz.2

    Otworzyłam oczy. Tak jak myślałam, nic się nie zmieniło, tzn. na stoliku nocnym nadal stał bukiet róż, które dostałam od Gabriel'a w prezencie. W każdym razie, na nogach nadal miałam gips, a przy moim łóżku siedziała Danielle, obwiniając się o mój wypadek. Nawet nie chciała słuchać, gdy mówiłam, że to spowodowała moja głupota. No dobra. To, że upadłam znowu, było jej winą, tak troszkę, ale skąd mogła wiedzieć, że nie będę w stanie stać samodzielnie?
- Już wstałaś? Nareszcie!- wykrzyknęła Dan. Bardzo ją lubię, ale potrafi być strasznie natrętna.
- Tak, wstałam i jestem strasznie głodna, więc jeśli byś mogła...
   Nawet nie musiałam kończyć zdania. Danielle wstała i wybiegła z pokoju.
- Ups- usłyszałam słowa Dan i cichutki, delikatny chichot.
- Przepraszam- dodała, a ja się zastanawiałam na kogo wpadła. Drzwi do pokoju się uchyliły, a zza nich wyjrzał Gabriel, czyli już wiadomo, na kogo wpadła.
- Cześć. Widzę, że już otrzymałaś kwiaty. Słuchaj, tak mi przykro- powiedział, ciągle stojąc. Przykro, że co? Że wyznał mi miłość, czy że mam nogi w gipsie?
- I to i to- dodał. Taa, czytał mi w myślach, cholera.
- Dobra. Nazwijmy rzeczy po imieniu... Leżę już tak tydzień, no nie? Zdążyłam już to, zdaje mi się, przemyśleć Tzn. w kwestii "nas". Byłeś zawsze moim przyjacielem, najlepszym, ty. Wiesz czemu się wściekłam? Nie? Nie dziwne. Już tłumaczę. Byłam wzburzona, bo gdy mnie pocałowałeś ja... chciałam więcej i to mnie przeraziło. Za dużo się dzieje w moim życiu w ostatnim czasie. Ja nie umiem sobie z tym poradzić. To wszystko tak na raz się na mnie złożyło i...
    Na jego twarzy wymalował się delikatny uśmiech, taki słodki, niewinny, po czym zastąpiła go wyrozumiałość.
- Rozumiem- rzekł ze smutkiem wyczuwalnym w jego mocnym i teraz pewnym siebie głosem- Tylko, że ja nie potrafię walczyć z tym uczuciem. Ja... cię kocham. Za długo zwlekałem, jestem świadomy, że to moja wina. Zrobiło mi się smutno i tak jakoś dziwnie przykro.
- Wybacz, ale ja tak nie mogę. To jest nie tylko kwestia mnie i Lucas'a, ale także ten cały kodeks anielski.
- To tylko durny kodeks spisany przez jakichś kompletnych idiotów, którzy nie są w stanie cokolwiek poczuć!- urwał, po czym nastąpiła krótka cisza i Gabe dodał: - Nie powinienem tak mówić, ale...
- Kodeks to kodeks- powiedziałam, a w myślach dodałam: "Nie ważne jacy idioci go spisali i z jakich pobudek". I w tym momencie nie potrafiłam spojrzeć w jego piękne czekoladowe oczy, odwróciłam wzrok, a on usiadł na łóżku obok mnie, chwycił mój podbródek, obracając mą głowę tak, aby spojrzała mu w oczy. Po moim policzku spłynęła jedna słona łza, która ukazała mój ból Gabriel'owi. Gabe przyłożył dłoń w miejscu, gdzie spływała łza i szybko ją otarł, po czym pocałował mnie w czoło.
- Masz rację, kodeks to kodeks, siostro- powiedział i zniknął, a jego ostatnie słowo zabrzmiało jak przekleństwo. Nie wiem, dlaczego tak to odczułam, ale te jedno słowo zadało mi tyle bólu... Jakby ktoś przebił mi serce sztyletem. Przecież ja go nie kochałam? Tzn. on był mi jak brat, a teraz gdy tak o nim myślę, to aż mną wstrząsa.
    Rozległo się donośne pukanie. "Danielle"- pomyślałam.
- Wejdź- rzuciłam.
- Przyniosłam ci tosty z serem i nutellą. Dziwne lubisz połączenia, a tak w ogóle to gdzie Gabriel? Nie zauważyłam, żeby wychodził.
- Wyszedł, może jeszcze do łazienki wskoczył, nie mam pojęcia... A co do połączeń, sama spróbuj, a zobaczysz.
    Nastała głęboka cisza, bo ja nie wiedziałam co mówić, a Dan zajadała się tostem. Oczy mojej przyjaciółki przypominały teraz ogromne guziki.
- Mówiłam- rzuciłam, a Danielle porwała moją połowę śniadania, więc dodałam po chwili, podkreślając ostatnie słowo: - Dzięki za tosta.
- Sorka- powiedziała swoim delikatnym i (o dziwo) wesołym głosikiem aż nabrałam podejrzeń.
- Co jest Dan?
- Yyy, nie wiem o czym mówisz- udawała przyjaciółka.
- Oj, nie gadaj głupot. Coś jest na rzeczy między tobą a... No właśnie, kim? Gadaj!
- Okeey, no więc ma na imię Erick, jest diabelnie przystojny i zaprosił mnie do kina- zaświergotała, a ja chwyciłam ją za ręce i obie zaczęłyśmy wrzeszczeć, tak jak to robiłyśmy za dawnych czasów.
- Soph o tym wie?
- Jeszcze nie, ale jej powiem, zamierzam, ale nie wiem kiedy. Ostatnio coś nie ma dla mnie czasu.
- Czyli ja się dowiedziałam pierwsza. No masz szczęście. To kiedy idziecie do tego kina?- zapytałam i po chwili jak na tacy dostałam opowieść o tym, jak to się stało, że ktoś tak obdarzony przez Boga urodą umówił się z naszą skromną Danielle. Może nie było to zbytnio romantyczne, ale muszę przyznać, że chłopak się postarał. Przynajmniej to wywnioskowałam z jej opowiastki. Gdy tylko skończyła, poinformowałam ją, że może ode mnie coś pożyczyć na tą randkę, więc szybko pomogła mi wstać i zaczęłyśmy wybierać. W rezultacie wyszło na to, że Dan założy czarną matową sukienkę z okrągłym dekoltem na ramiączkach i malinowy sweterek. Poradziłam przyjaciółce, aby nie zakładała szpilek, bo by jej nogi odpadły, a ona podziękowała i powiedziała, że jestem najlepsza. Ja nieskromnie odpowiedziałam, że wiem, uśmiechnęłam się i w duchu żałowałam, że mimo mojej fantastyczności nie potrafię podejmować racjonalnych decyzji. Biedny Luke, jak ja mogłam pozwolić się pocałować Gabriel'owi? Danielle widząc zakłopotanie na mojej twarzy, w które wpadłam bez powodu, przygarnęła mnie do siebie.
- Nie wiem co się z tobą dzieje, ostatnio jesteś jakaś odmieniona. Nie rozmawiasz, nie zwierzasz się. Do niczego cię nie mogę zmusić, ale wiedz, że zawsze będę przy tobie.
     Po raz setny dzisiaj do mojego pokoju wszedł kolejny gość, Sophie.
- Hej- przywitała się zasmucona. Wiedziałam, że coś się stało, bo nasza optymistka nie uśmiechnęła się ani trochę, wymawiając słowa powitania.
- Ooo, hej- odpowiedziałyśmy zgodnie, puszczając się z objęć i wyciągając ręce w kierunku blondynki.
- No chodź, chodź. Nie wstydź się, popłacz, kochanie- powiedziałam, a dziewczyna usiadł między nami i zaczęła mówić. Z każdym kolejnym słowem jej głos zamieniał się w jeszcze większy lament, którego nie sposób było zrozumieć.
- Jedno słowo. Erick- powiedziała, a ja wytrzeszczyłam na nią moje oczy. Kurde, Erick. Ten sam, który zaprosił Dan. Jak ja mogłam na to wcześniej nie wpaść, przecież Soph o nim ciągle przy mnie gadała. Po chwili z jej ust wypadł potok słów, mówiący o tym pieprzonym (jak nazwała go nasza blondynka) Erick'u, o jego zachowaniu wobec niej. Powiedział jej, że kocha inną, czyt. Danielle. Szlag. Zastanawia mnie co, ona zrobi.
- To pewnie jakaś dziwka- dodała Soph ze sztucznym uśmiechem.
- Jasne, zapewne tak jak mówisz- rzuciła szatynka- Pewnie niedługo znów będzie wolny i będziesz mogła na niego zapolować.
   Prawdziwa z niej przyjaciółka, teraz nici z jej randki, na pewno go rzuci dla dobra Sophie.
- Albo znajdziesz innego- powiedziałam.
- Ale ja nie chcę innego. Ja chcę go i obiecuję ci, zdobędę go. Zaklinam się!
____________________________
Mamy szósty rozdział! Może nie jest on długi, ale myślę, że nawet mi wyszedł. W końcu. Wybaczcie, że taka długa przerwa, znowu, ale tak jakoś nie było czasu. Sorka. Mam cichą nadzieję, że się Wam spodobało. Komentujcie proszę. :) Zapraszam jeszcze na mojego nowego blog'a o .. sami się przekonacie kim. :) http://pamietniki-em.blogspot.com/
WYNIKI ANKIETY:
1 głos na "Jest do bani. Nie umiesz pisać."
3 głosy na "Interesujący. Nieliczne usterki."
3 głosy na "Zarąbisty, dlatego nie zwracam uwagi na błędy"
Czyli wam się podoba? nie wszystkim, ale jednak. :) Prosiłabym osobę, która oddała jeden głos na "Jest do bani. Nie umiesz pisać.", aby napisała mi co jest w moim blog'u nie tak, abym mogła to poprawić. :)
Dziękuję z góry!
Nastąpiła zmiana nick'u, znowu. :D Teraz jestem Ashley♥ przez jakiś czas. :D